11 lat w klasztorze
Veronika Peters, Co się mieści w dwóch walizkach. 11 lat w klasztorze, Warszawa 2009
Czy można trafić do klasztoru benedyktynek będąc osobą właściwie nie wierzącą? Czy można wytrwać w klasztorze 11 lat nie prowadząc życia duchowego? Czy można kilka razy dziennie modlić się wraz z innymi siostrami zwracając jedynie uwagę na piękno śpiewu i nastrojowe brzmienie łaciny? Można! Co więcej autorka książki, bo niej tu mowa, jest w tym wszystkim autentyczna, jej zachowania nie cechuje hipokryzja. To tylko płytkość wewnętrzna – chciałoby się powiedzieć – charakterystyczna dla naszych czasów.
Swoje życie w klasztorze Veronika Peters postrzega przez pryzmat relacji z innymi siostrami: kto ją akceptował, a kto nie, kto był życzliwy, a kto sztywny lub opryskliwy, która siostra co powiedziała, a która jak zaśpiewała. To była jej cała refleksja. Nie dziwi zatem, że ostatecznie klasztor opuściła, dziwi natomiast, jak wytrzymała w nim 11 lat! Musiała to być chyba wspólnota aniołów w ludzkiej skórze.
Podsumowując, książka nie wnosi nic nowego ani nawet ciekawego. Strata czasu, tym bardziej, że do poziomu autorki dostosowała się redaktorka książki. Wspomnę tylko, że przed Soborem Watykańskim II, społeczność sióstr nie dzieliła się na dwie klasy, ale na dwa chóry: profesek i konwersek, a Ojciec Kościoła Bazyliusz, to po polsku św. Bazyli.
Znacznie ciekawsze na ten temat to szokujące szczerością Wyznania zakonnicy Emmanuelle Soeur, zbuntowanej siostry zakonnej, która ostatecznie zamieszkała w slumsach na przedmieściu Kairu, gdzie załozyła klinikę położniczą, przytułek dla starców a nawet fabrykę kompostu. Z polskiego podwórka życzliwie wspominam wywiad rzekę z s. Małgorzatą Chmielewską.