Film,  Książki

Aparat sprawiedliwości wobec morderstwa Grzegorza Przemyka

1.O reportażu Łazarewicza napisano już wystarczająco dużo. Mogę zatem ograniczyć się do stwierdzenia, że to książka wybitna. Nawet wątpliwej konduity dziennikarzowi (tytuł Hiena roku w 2016 przyznany przez SDP) może udać się stworzyć dzieło klasy wysokiej. Mnie jednak zainteresowało to, co w książce jest potraktowane albo bardzo krótko, albo w ogóle zostało pominięte.

2. Sędziowie. Film powstały na podstawie książki kończy się procesem. Naturalnie wszyscy czekają, że wyrok w sądzie będzie choć częściowo sprawiedliwy. Ani w książce, ani w filmie nie ma słowa o naciskach na sąd. I tu wielkie rozczarowanie. Policjanci zostają uniewinnieni, a sanitariusze – wrobieni przez MSW – skazani. Warto zatem przyjrzeć się, kto w składzie sędziowskim zasiadał. Byli to: Janusz Jankowski, przewodniczący składu oraz Ewa Gutowska-Sawczuk i Andrzej Lewandowski.

3. Wyrok był haniebny i cały skład sędziowski powinien być objęty infamią. Uniewinnienie Kościuka mogę uzasadnić (patrz poniżej), Denkiewicz powinien być skazany bez dyskusji (to ten, który mówił „bijcie tak, aby nie było śladów”). Najbardziej obrzydliwym naruszeniem przyzwoitości sędziowskiej było skazanie sanitariuszy. Cała Polska, 36 milionów ludzi wiedziało, że milicja chce wrobić pracowników pogotowia. Na procesie odwoływali swoje zeznania, opinie biegłych też temu przeczyły. Nawet mocodawcy tego mataczenia wiedzieli, że jest to lipa. Sąd jednak zgodnie z politycznym zamówieniem skazał sanitariuszy. Do tego uznał, że zeznania świadków Cezarego Filozofa i Jakuba Kotańskiego są niewiarygodne.

4. Za sprzeniewierzenie się zasadzie niezawisłości sędziowskiej nikomu włos z głowy nie spadł. Janusz Jankowski był sędzią do emerytury, miał dobrą opinię, był nawet wiceprezesem Sądu Wojewódzkiego w Warszawie. Ewa Gutowska-Sawczuk również orzekała po 1989. Andrzej Lewandowski przeszedł do stanu adwokackiego, trudno powiedzieć kiedy.

5. Oczywiście przeciwko nim nie było prowadzone żadne postępowanie o zbrodnię sądową, żadne postępowanie dyscyplinarne. Nikt ich nie niepokoił. Nawet dziennikarze.

6. Koncepcja Adama Strzembosza, że stan sędziowski „sam się oczyści” okazało się kompletną bzdurą, a on sam ze wstydu powinien zapaść się pod ziemię. Tymczasem udziela nowych wywiadów, nawet o wielkości osobnej książki, chętnie recenzuje innych, sobie do zarzucenia nic nie ma. Wątku odpowiedzialności sędziów Łazarewicz w swojej książce nie podjął nawet jednym słowem.

7. Prokuratorzy. Przy sprawie zabójstwa Przemyka w książce przewija się ich cała galeria. Jedni zachowywali się lepiej, drudzy gorzej. Najhaniebniej zachowywały się dwie panie (Wiesława Bardonowa i Anna Detko-Jackowska), które zamiast oskarżać, broniły milicjantów, natomiast atakowały Barbarę Sadowską, matkę zamordowanego. Klasyczne komunistyczne popychadła, które realizowały polecenia KC PZPR. Im również włos z głowy nie spadł, nikt ich nie próbował objąć śledztwem. Bardonowa sama odeszła z prokuratury w 1990 r. nie chcąc poddać się weryfikacji, którą w prokuraturze jednak przeprowadzono, w sądach – oczywiście nie.

8. Ireneusz Kościuk główny podejrzany o zamordowanie Grzegorza Przemyka w służbie milicyjnej/policyjnej pozostał do 2004 roku, kiedy przeszedł na emeryturę.

9. Po 1989 roku do sprawy powrócono. Toczył się cały korowód procesów, apelacji, powtórnych procesów, znów apelacji i w końcu kasacji. Co istotne, z policjantów skazano tylko Denkiewicza „za podżeganie”, ale wyroku nie odsiedział chowając się za papierami od psychiatry. Kościuka i innych milicjantów bijących Przemyka systematycznie uniewinniano, nie mogąc przypisać im konkretnego udziału w biciu, a zwłaszcza ustalić, kto zadał cios śmiertelny. Sprawa była łudząco podobna do procesu plutonu ZOMO strzelającego w „Wujku”, tam również nie można było ustalić, kto oddał strzały śmiertelne.

10. Przez lata w polskim sądownictwie obowiązywał algorytm konieczności precyzyjnego ustalenia, kto konkretnie oddał strzał lub uderzył powodując śmierć. Oczywiście działo się tak tylko w odniesieniu do politycznych zbrodni komunistycznych, w normalnych przestępstwach kryminalnych wystarczył udział w bójce ze skutkiem śmiertelnym. W obu tych przypadkach ostatecznie po wielu latach sadownictwo przełamało niemoc i sprawców z Wujka skazano. W sprawie Przemyka skazano w końcu tylko Kościuka, innym milicjantom się upiekło. Sąd jednak uznał, że stosuje się tu przepisy Kodeksu Karnego, a nie ustawy o IPN, otwierając w ten sposób furtkę do umorzenia w kolejnych instancjach z powodu przedawnienia.

11. Finał. Ojciec Grzegorza Przemyka, nie odpuścił i sprawa trafiła do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, ten zaś w 2013 roku uznał, że Polska naruszyła art. 2 E Konwencji Praw Człowieka i że postępowanie było prowadzone przewlekle i nie zmierzało do odnalezienia sprawców. Droga hańby polskiego wymiaru sprawiedliwości została w końcu zamknięta i celnie podsumowana.

Cezary Łazarewicz, Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka, Czarne 2017, 2021, s. 328.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

11 − dwa =