Książki

Naomi Klein

Naomi Klein, Mury i wyłomy czyli bariery i szanse. Doniesienia z linii frontu debaty o globalizacji, Warszawa 2008 

Naomi Klein irytuje, aż do bólu. Wielokrotnie przerywałem lekturę, aby uspokoić myśli i zapanować nad narastającym rozdrażnieniem.

W pewnym sensie książka jest ciekawa, bo bez zbędnych obciążeń teoretycznych obrazuje sposób myślenia alterglobalistów. A to ważne, bo o co chodzi w tym ruchu raczej protestu niż propozycji, zorientować się trudno. Autorka potwierdza tę tezę intelektualnego zagubienia obserwatorów mających kłopot w zdefiniowaniu lub choćby elementarnym ustaleniu zawartości  ideologii alterglobalistów. Ona też ma ten kłopot, wcale go nie ukrywa, tyle tylko, że podchodzi do niego z dużą tolerancją – rodzi się spontaniczny ruch, zatem nie ma co się dziwić, że nie ma on ani spójnych (a nawet żadnych) koncepcji ideowych, ani propozycji rozwiązań problemów, co do których tak gromko protestuje.

Wartością samą w sobie jest tu spontaniczność, oddolność, autonomiczność ruchu składającego się przecież z nie koordynowanych decyzji tysięcy ludzi biorących udział w protestach towarzyszących sesjom Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. Zakłada się immanentny sens tych protestów, zatem analizować je w szczegółach byłoby herezją.

Problem w tym, że wszystkie demonstracje o charakterze populistycznym mówią to samo: protestujemy przeciw ………, żądamy pieniędzy na ………, żądamy umorzenia zobowiązań i/lub dopłat do ……… I nikt z populistów nie zawraca sobie głowy takimi drobiazgami, jak przedstawienie własnych programów obudowanych analizami symulacjami skutków.

Za poglądami Naomi Klein stoi sentymentalna wizja świata. Na czym to polega? Przypatrzmy się sztandarowemu postulatowi alterglobalistów dotyczącemu redukcji zadłużenia krajów Trzeciego Świata, a zwłaszcza chodzi tu o ubogie kraje afrykańskie. Chętnie brane bez opamiętania kredyty, zostały po części zdefraudowane, po części wydane na wewnętrzne wojny, a jedynie w mniejszości wydane na cele prorozwojowe. Umorzenie tych kredytów, nie tylko oznacza sankcjonowanie użycia ich niezgodnie z przeznaczeniem, ale przede wszystkim otwiera drogę do zaciągania nowych zobowiązań, które zostaną przeznaczone na kolejne zbrojenia generujące nowe konflikty regionalne. Ich los będzie taki, jak znacznej części pomocy humanitarnej przechwytywanej przez lokalnych kacyków i przywódców partyzanckich, finalnie finansującej ich zbrojne poczynania vide głośny konflikt Hutu vs Tutsi czy działalność muzułmańskich bojówek w Sudanie czy Somalii. Pewnym rozwiązaniem mogłoby być tutaj spełnienie przez te państwa warunków transparentności w wykorzystywaniu pomocy i wdrożenie programów rozwojowych, nadzorowanych przez darczyńców. I na to byłaby zapewne zgoda międzynarodowych instytucji finansowych. Ale problem w tym, że Naomi Klein, takie żądanie Banku Światowego traktuje jako działanie uzależniające kraje Trzeciego Świata, a w ogóle to neokolonializm. I koło się zamyka.

Do bardzo irytujących przywar Naomi Klein należy argumentowanie za pomocą słownych manipulacji i stosowanie zabiegów językowych charakterystycznych dla nowomowy. Za przykład niech posłuży rozdział o żywności genetycznie modyfikowanej. Autorka zaczyna od stanowiska względnie neutralnego i początkowo pisze o zmienionej strukturze genetycznej, potem niepostrzeżenie zaczyna używać terminu „zanieczyszczenie” produktów żywnościowych, a na końcu mamy już zasoby żywnościowe skażone i zatrute. Nie muszę dodawać, że owa zmiana semantyki nigdzie nie znajduje uzasadnienia ani w zmienności opisywanej faktografii, ani wyjaśnienia logicznego. Świadomością czytelnika się po prostu manipuluje, a cel (szlachetny w przekonaniu autorki) uzasadnia użycie – nie pięknych przecież – środków perswazyjnych.

Książka prowokuje, nawet irytuje, ale z alterglobalizmem i innymi ruchami populistycznymi warto się zapoznawać. Tak naprawdę, bez ładnych słów, to myśle, że warto czytać takie teksty, aby zadziałały jak szczepionka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

szesnaście + dwanaście =