Militaria

Aktywa sowieckiego wywiadu

okładkaPolski wywiad wojskowy 1918-1945, Wydawnictwo Adam Marszałek 2007 

W zasadzie jest to praca zbiorowa na takim poziomie, jak materiały konferencyjne: mnóstwo przyczynków i przyczynków do przyczynków, nie wartych zawracanie głowy czytelnikom mojego bloga. Jednak jeden artykuł zasługuje zdecydowanie na przedstawienia bardziej publiczne, a mianowicie Uwagi o działalności agentury sowieckiej na odcinku polskim po roku 1921 śp. prof. Pawła Wieczorkiewicza. 

Treść artykułu sprowadza się do naukowej analizy wiedzy na temat sowieckiej agentury w II Rzeczypospolitej i podczas wojny. Co z niej wynika? Najcenniejszym agentem był ppłk Tadeusz Kobylański, pomocnik attaché wojskowego w Moskwie (gdzie został zwerbowany), później w służbie dyplomatycznej jako radca ambasady polskiej w Bukareszcie i wreszcie – o ironio – naczelnik Wydziału Wschodniego w Departamencie Politycznym MSZ, na dodatek blisko spokrewniony z prezydentem Ignacym Mościckim, u którego regularnie bywał na rodzinnych obiadach. Dla swoich mocodawców był bezcenny jako źródło wiedzy o polskich aktywach wywiadowczych w Związku Sowieckim, o polskiej polityce zagranicznej, a na ostatnim stanowisku jako agent wpływu, stymulujący polską politykę wobec wschodniego sąsiada. W czasie wojny wyemigrował do Brazylii, gdzie został zamordowany w tajemniczych okolicznościach w roku 1967.

O zgrozo, wszędzie Sowieci mogli weryfikować przekazywane przez niego informacje poprzez innych swoich agentów: w moskiewskim attachacie przez przewerbowanego rezydenta polskiego wywiadu Kowalskiego, w Bukareszcie taką rolę spełniała żona ambasadora Mirosława Arciszewskiego, skądinąd „biała” Rosjanka, rozpracowana przez polskie służby. Arciszewski został odwołany do Warszawy, solennie zapewnił o rozstaniu się z żoną, został nieformalnym podsekretarzem stanu w MSZ, ale mimo to z żoną żył nadal. W MSZ byli też agentami inni urzędnicy niższego szczebla, wśród nich Stefan Litauer, naonczas pracownik Wydziału Prasowego, ale w czasie wojny już szef Polskiej Agencji Telegraficznej.

W strukturach wojskowych służby kontrwywiadowcze II Rzeczypospolitej namierzyły 12 agentów, wśród nich był tylko jeden wyższego szczebla, ppłk Ludwik Lepiarz szef sztabu Dowództwa Okręgu we Lwowie.

Infiltracja polskiego Państwa podziemnego była znikoma, czego nie można powiedzieć o rządzie emigracyjnym w Londynie. I tu jest tajemnica czekająca na rozwiązanie, bowiem wiemy, że Sowieci mieli dwóch agentów, ministrów tego rządu, znamy ich pseudonimy „Giendrich” i „Sadownik”, ale nie potrafimy jednoznacznie zidentyfikować ich nazwisk.

Na koniec: okazało się, że sowiecka siatka działała wśród Polonii amerykańskiej, a najbardziej znaną postacią był tu Oskar Lange. Pierwsze informacje na ten temat wzbudziły protesty ze strony historyków i ekonomistów broniących zacnego (jak naiwnym się wydawało) profesora. Niestety, a raczej stety, ujawnione dane z operacji „Venona” (dekryptaż sowieckich depesz dyplomatycznych i wywiadowczych) potwierdziły te podejrzenia i tak pewni siebie obrońcy wyszli na durniów. Te informacje wyjaśniają duże zaangażowanie Stalina w forowaniu Oskara Lange na stanowiska w rządzie „lubelskim” po 1945 roku.

Omawiany artykuł warto przeczytać, książka jest ciągle dostępna w sprzedaży, a śp. prof. Wieczorkiewicz potwierdził, że był jednym z nielicznych jednocześnie kompetentnych (przegląd przez całe piśmiennictwo rosyjskie) i odważnych historyków.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

18 − piętnaście =