Militaria

Najlepszy dowódca, najlepsza dywizja

W ocenie prof. Wieczorkiewicza, wybitnego znawcy kampanii wrześniowej, najlepiej dowodzoną w 1939 roku była 11 Dywizja Piechoty wchodząca w skład Armii „Karpaty”. Jej dowódcą był pułkownik Prugar-Ketling. To jego właśnie wspomnienia ośmielam się przypomnieć w niniejszej nocie. Warto podkreślić, że wspomnienia najlepszego dowódcy dywizji w 1939 roku powinny być lekturą obowiązkową dla każdego zainteresowanego tym okresem.

11 DP nie miała szczęścia. Mobilizowana była podczas mobilizacji powszechnej, wyruszyła na front już w czasie trwania walk, transporty były bombardowane. Na dodatek, zmieniano rozkazy dotyczące rejonu wywagonowania. W efekcie: jeden batalion z każdego pułku został wyładowany daleko od obszaru ześrodkowania wszystkich pozostałych oddziałów dywizji, a chaos transportowy uniemożliwił dotarcie dywizyjnej kompanii przeciwpancernej i baterii przeciwlotniczej. Przyszło zatem jej walczyć w zgrupowaniu zmniejszonym o ok. 1/3 stanu wyjściowego.

Dywizja płk. Prugar- Ketlinga wsławiła się kompletnym rozbiciem niemieckiego pułku SS „Germania”. Sukces to tym większy, że doszło do niego podczas walk odwrotowych dywizji. Zwykle w takiej sytuacji większość polskich jednostek walczyła o przeżycie i traciła zdolność do działań ofensywnych. W tym przypadku było inaczej. Jak do tego doszło? Pułkownik Prugar-Ketling zorientował się, że Niemcy najbardziej boją się walki w nocy i uderzenia Polaków na bagnety. Zadecydował zatem, że oddziały dywizji uderzą właśnie w nocy i na bagnety. Żeby zwiększyć determinację swoich żołnierzy, a jednocześnie osiągnąć efekt zaskoczenia rozkazał, aby żołnierze biorący udział w natarciu, zdali amunicję aż do rozładowania karabinów. Pozostały im tylko bagnety i tylko na nie mogli liczyć. Efekt był piorunujący. Przez linie niemieckie przewaliła się jakby ofensywa duchów. W dramatycznej ciszy, przerywanej gdzieniegdzie ogniem niemieckiej obrony, nastąpiła zagłada kilku oddziałów niemieckiego pułku. Tej posępnej atmosfery Niemcy nie wytrzymywali, nie podejmowali walki, salwowali się ucieczką, ginęli w złowrogiej ciszy.

We wspomnieniach Prugara-Ketlinga uderza wiara w swoje wojsko. Z dużą pewnością wyrokował, że dany pułk, mimo osłabienia wyniszczającymi walkami odwrotowymi, niedożywiony i niewyspany, bez trudności sobie poradzi z kolejnym atakiem na niemieckie pozycje. Żołnierze tej wiary swojego dowódcy nie zawodzili i kolejne przeszkody na drodze dywizji były w uporczywych walkach usuwane (jak np. pod Łętownią czy w Lasach Janowskich). Dlatego właśnie była to dywizja najlepsza, 11 Karpacka Dywizja Piechoty. Aby pokazać wysiłek żołnierzy, warto podać zauważyć, że jak wynika z obliczeń, żołnierze dywizji licząc od pierwszych walk 8 września pod Dębicą do 20 września pod Lwowem przemaszerowali ok. 300 km. A w tym czasie przecież stoczyli wiele walk!

Warto jeszcze zwrócić uwagę na trudności, jakie wynikały dla 11 DP z powodu rozkazów przychodzących z dowództwa Grupy Operacyjnej gen. Orlik-Łukoskiego. W kilku przypadkach zaplanowane już kontrataki nie dochodziły do skutku z powodu rozkazów, jakie otrzymywano z dowództwa GO. Sytuacja na froncie Armii „Karpaty” była specyficzna, bowiem polskim jednostkom stale groziło przeskrzydlenie. Miało to jednak ten skutek, że pojawiały się szanse na uderzenie w skrzydło niemieckich jednostek, które wysforowały się do przodu. Zwróćmy uwagę przy okazji, że polska armia była przez lata przygotowywana do walki manewrowej, a szanse na taką właśnie się pojawiały. Tak było pod Birczą nad Sanem. Atak był już przygotowany, współdziałanie z 1 psp uzgodnione, niestety rozkazy gen. Łukoskiego takie działania uniemożliwiły (s.30-35). Warto przyjrzeć się, dlaczego tak się stało. Nowy dowódca frontu gen. Sosnkowski miał taką samą koncepcję, gen. Fabrycy, dowódca Armii „Karpaty” również, nawet wydał w tej sprawie stosowne rozkazy. Problem w tym, że w dniu poprzedzającym planowane natarcie gen. Łukoski trzy razy zmieniał miejsce swojego postoju i był nieosiągalny zarówno dla podwładnych jak i przełożonych. Wysforowana do przodu niemiecka 2 DGór. miałaby niemały problem, jej czołowe oddziały zostałyby zapewne zupełnie rozniesione. W tym przypadku powiedzmy uczciwie, że gen. Łukoski zawiódł, za bardzo skoncentrowany był na odwrocie i nie zrozumiał rzeczy elementarnej: kontratak w dobrej sytuacji opóźnia działanie całego ugrupowania wroga.

W książce poruszane są zagadnienia łączności radiowej. Nie była ona używana z następujących powodów: skompromitowanie szyfrów i zbyt mały zasięg w górach, nieprzekraczający 50 km (s. 45).

Jeszcze ciekawostka: w skład dywizji wchodziły 48 pp, 49 pp i 53 pp. W pułku 49 zwanym huculskim żołnierze nosili kapelusz huculski podobny, choć nie tożsamy z kapeluszem noszonym w dywizjach strzelców podhalańskich.

Podsumowując: książka bardzo ciekawa, lektura niezbędna dla zainteresowanych kampania wrześniową, korzystanie z niej bardzo ułatwiają szczegółowe mapy dołączone do tekstu. Oceniam 10/10. Odnoszę smutne wrażenie, że wspomnienia Prugara-Ketlinga umykają różnym badaczom kampanii wrześniowej i za rzadko są wykorzystywane jako źródło cennej wiedzy, tym cenniejszej, że wywodzącej się od generała odnoszącego sukcesy. Szkoda tylko, że te pamiętniki w ogóle nie zahaczają o okres dwudziestolecia.

Bronisław Prugar-Ketling, Aby dochować wierności. Wspomnienia z działań 11. Karpackiej Dywizji Piechoty. Wrzesień 1939, Wydawnictwo „Odpowiedzialność i Czyn”, Warszawa 1990.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

20 + 17 =