Jul Goźlińskiego
Mam ciepły stosunek do polskiej literatury. Wolę czytać utwory, powstałe w znanym mi kręgu kulturowym, operujące odniesieniami, które są dla mnie klarowne i które mogę dalej sam rozsnuwać. Zatem na Jula staram się patrzeć przez różowe okulary.
Przede wszystkim sam pomysł umieszczenia akcji kryminału w środowisku polskich emigrantów w Paryżu w połowie XIX wieku, wśród wszystkim znanych poetów romantycznych zasługuje na uznanie. Jest to tak dobry pomysł, że zastanawiam się, dlaczego nikt wcześniej na niego wpadł (oczywiście poza György Spiró i jego Mesjaszami). Miałem sporo frajdy czytając o zauroczeniu Mickiewicza i Słowackiego sektą Towiańskiego, ale przede wszystkim o reperkusjach ich zachowań wśród paryskiej Polonii.
Watek kryminalny, który dominuje w powieści, jest nieźle pomyślany, a chwilami wręcz fascynujący. Opiera się na starym pomyśle dość wymyślnych zbrodni, do których kluczem są sceny z dzieł literackich. Lepiej opierać na starym, sprawdzonym pomyśle niż tworzyć własne zakalce, tym bardziej, że idea została twórczo zaadaptowana i odniesienia dotyczą ówcześnie tworzonych dzieł polskich romantyków.
Niestety książka ma również negatywy. Wszyscy bohaterowie książki, a nawet postaci drugoplanowe, są wycięte z jednego szablonu. To ludzi podławi, mali, zawistni, kierujący się niskimi pobudkami, chętnie współpracujący z Ochraną lub służbami francuskimi (zresztą ciekawe skąd u redaktora GW taka inklinacja do tropienia agentów). Dodajmy, że dotyczy to również Francuzów. Jakby ktoś nie wiedział, to z tej książki by się dowiedział, że Polacy z Wielkiej Emigracji czas spędzali głównie w szulerniach, a jakieś sprzysiężenia patriotyczne to robota groźnych szaleńców lub wprost agentów. Powiem uczciwie – taką wizję człowieka i stosunków międzyludzkich mam za objaw psychopatologii.
W didaskaliach scenograficznych – dla równowagi – dominuje błoto i brud. Sądząc z recenzji, wielu krytyków nastrajało to bardzo pozytywnie do życia.
Wszystko to powodowało, że książkę, mimo jej pozytywnych elementów, czytałem bez przyjemności. Nie porzuciłem jej po kilkudziesięciu stronach tylko dlatego, że z zasady tego robię. Nie polecam. Sumaryczna ocena 3/10.
Goźliński Paweł, Jul, Czarne 2010