Książki

Historyczne kryminały Jodełki i Kalinowskiego

Bardzo sympatyczna książka. W całości utrzymana w tonie historycznym, bez żadnych nawiązani do współczesności. Tytuł zdradza, że są w niej przedstawione okupacyjne losy obrazu Matejki Bitwa po Grunwaldem. Przez całą wojnę pozostał on ukryty przez polskich muzealników. Wątek sensacyjny bierze się stąd, że intensywnie poszukiwali go Niemcy. Jodełka obudowała tę historię wieloma postaciami i wydarzeniami budującymi napięcie.

Na książkę trafiłem dzięki temu, że dostała specjalne wyróżnienie w konkursie „Złoty pocisk” w roku 2019. Nie zawiodłem się. Przeczytałem z zainteresowaniem i polecam wszystkim gustującym w kryminałach retro, zwłaszcza tych, które opierają się o historie prawdziwe.

Nie znaczy to, że nie mam uwag krytycznych. Po pierwsze, jak na ilość wydarzeń, książka jest za długa i przydałoby się ją skrócić o kilkadziesiąt stron. Po drugie moja dusza historyka cierpiała nierzadko. Można zrozumieć, że historyczka sztuki nie wiedziała, że w rowerach wojskowych był uchwyt na normalny karabin, a nie maszynowy. Natomiast kompromitującym błędem jest twierdzenie, że więźniowie polityczni w okresie międzywojennym mieli gorzej niż kryminalni (s. 124). Było dokładnie odwrotnie. Być może autorce pomyliła się rzeczywistość II RP ze stosunkami w sowieckiej Rosji, gdzie faktycznie lepiej było kryminalnym „urkom”, bo traktowani byli jako element „bliski klasowo”. Podobnie do wiedzy powszechnej przynależy, że zamęt z ogłoszeniem, odwołaniem i powtórnym ogłoszeniem mobilizacji powszechnej w 1939 roku trwał jeden dzień, a nie dwa (s. 125). Dalszych wpadek już nie notowałem, aby się nie denerwować. To kolejny z długiej serii przypadków, w której mocno zawiniła redakcja wydawnictwa – redaktorek i korektorek razem jest sześć i nikt nie zauważył tak oczywistych potknięć? Może wyższe wykształcenie?

Mimo tych uwag polecam zwolennikom kryminałów historycznych. Lektura da dużo satysfakcji, o ile nie będzie się od książki oczekiwało poprawności w historycznych detalach.

Kolejny kryminał historyczny i kolejny bardzo dobry. Tym razem to świat oglądany przez pryzmat przygód warszawskiego andrusa. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek czytałem kryminał, który by przedstawiał tak rozległą panoramę wydarzeń składającą na kawał historii Polski. To powoduje, że oprócz innych zalet, książka ma w moich oczach niemałe znaczenie w popularyzacji historii – w sposób lekki i przyjemny, niejako mimochodem, wprowadza czytelnika w meandry wielu wydarzeń historycznych. A mamy tutaj Organizację Bojową PPS z postacią Taty Tasiemki (tak żenująco sportretowanego w książce i serialu Król), zamachy na szpiclów, powstanie śląskie, wjazd tramwajem do Kijowa, ale też Szpicbródkę czy niemieckie sterowce nad Warszawą. A wszystko w bardzo ciekawej, dobrze napisanej historii warszawskiego andrusa, Heńka Wcisły.

W ogóle pomysł, aby fabułę oprzeć o przygody młodego warszawskiego łotrzyka jest wzorowy. Kalinowski przywrócił literaturze zapomnianą stylistykę powieści z półświatka, przypominającą klimaty z ballad Grzesiuka. Dawnych wspomnień czar.

Na koniec jeszcze uwaga historyka. Autor bardzo rzetelnie odtworzył różne historyczne didaskalia. Pełne uznanie. Miałbym tylko uwagę dotyczącą wysadzenia cytadeli. Rzeczywistość wyglądała inaczej, niż się ją często przedstawiało – to chyba nie komuniści spowodowali jej wybuch. Autora broni fakt, że opinie historyków bywały w tej sprawie różne, choć chyba dzisiaj nikt nie ma wątpliwości, że detonacja była przypadkowa.[1]

To pierwsza część cyklu „Śmierć frajerom”, ukazały się jeszcze dwa tomy tej serii Złota maska i Tajemnica skarbu Ala Capone.

Joanna Jodełka, 2 miliony za Grunwald, WAB 2018, s. 380.

Grzegorz Kalinowski, Śmierć frajerom, Muza 2015, s. 528.


[1] szerzej piszę o tym w notatce poświęconej wspomnieniom Adama Pragiera.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

10 + piętnaście =