Habent sua fata libelli – Cena przetrwania Romana Graczyka
Właściwie informacje o późniejszych wydarzeniach dotyczące książek, recenzji, dyskusji dopisuje do postów jako post scriptum. Tym razem jednak rzecz jest wyjątkowa i dotyczy Ceny przetrwania? SB wobec Tygodnika Powszechnego. Już w recenzji z tej książki opisałem sporo przejawów nagonki na autora, w tym najbardziej bulwersujące ataki z kręgu redakcji „Tygodnika Powszechnego”.
Historia jednak się nie zatrzymała. Oprócz kolejnych tekstów publicystycznych pojawiła się również sprawa sądowa, wytoczona Romanowi Graczykowi przez syna Mieczysława Pszona, ogólnie rzecz biorąc o ochronę dóbr osobistych. W trakcie przewodu sądowego, wzbudzającego emocje głównie w Krakowie, ujawnione zostały m.in. naciski na autora, a nawet groźby, jeżeli poważyłby się ujawnić materiały stawiające w niekorzystnym świetle „wielkie nazwiska” związane z „Tygodnikiem” (Krzysztof Kozłowski na przykład wprost zapowiedział, że autora zgnoi, co zresztą próbuje robić). Proces się zakończył wyrokiem przyznającym rację autorowi książki. Po zamknięciu sprawy sądowej Roman Graczyk opublikował list, w którym prosi o usuniecie jego nazwiska ze stopki redakcyjnej „Tygodnika Powszechnego”, gdzie występował jako jego stały współpracownik.
Dla mnie to moment ważny. Bardzo cenię tę książkę. Autor zachował się wobec kampanii oszczerstw z heroiczną elegancją (jak nieujawnienia zapisu rozmowy z Markiem Skwarnickim) i stał się egzemplifikacją, bardzo smutnej tezy, że niekiedy za wierność prawdzie, przychodzi płacić wysoką ceną. Szanuję tę postawę. Nie do końca nadążając za wszystkimi niuansami środowiskowej kontrowersji, zdecydowanie bardziej ufam Panu Romanowi Graczykowi niż redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Zatem ja również kończę moją czytelniczą przygodę z „Tygodnikiem”. Mimo iż ostatnio miała ona charakter incydentalny, oznacza to również w moim życiu intelektualnym zamknięcie pewnej epoki. Smutne, że w takich okolicznościach.