Dom zły
Wybitny film, który przemawia prostym językiem, nieskomplikowaną fabułą, ale pisać o nim – jest bardzo trudno. Nie dlatego, aby był to film o nieuchwytności, jak twierdzi jeden z prasowych recenzentów, ale dlatego, że mówi o sprawach strasznie poważnych, a pisanie o nich w lekkiej formule kulturalnej recenzji lub notki na blogu, spłaszcza, banalizuje te tematy. Oduczyliśmy się mówić o kwestiach najważniejszych językiem poważnym, głębokim, bo ciągle w sposób właściwy kulturze masmediów czytamy i słyszmy strywializowane sądy, spory, polemiki, w których nikt nikogo nie słucha, ale manifestuje gromko jedyną słuszną rację.
Akcja filmu dzieje się w tym samym miejscu, ale w dwóch planach czasowych. Śnieżna biel ostrej zimy, stan wojenny, śledztwo prowadzone w ruinach spalonego domu, mające wyjaśnić zagadkę morderstwa z trzema trupami. I drugi plan pokazujący jak doszło do owych morderstw. Oba przeplatają się, uzupełniają, tłumaczą nawzajem w sposób mistrzowski. Prokurator jest w sztok pijany, towarzyszący mu milicjanci też zdrowo pociągają. I przeskok – do zwykłej rodziny trafia zabłąkany przybysz jadący właśnie do pracy w pobliskim pegieerze. Też piją, ale na wesoło, planują przyszłe interesy w oparciu o pędzony nieustannie bimber. Pani domu (fenomenalna Kinga Preis), pomiatana bezceremonialnie przez swojego męża, równie bezceremonialnie wchodzi do łóżka gościa. Prowadzone tymczasem przez milicję śledztwo wskazuje na rozliczne malwersacje elity lokalnej władzy. Jedyny przyzwoity w tym towarzystwie kapitan milicji (Bartłomiej Topa) nie chce sprawy schować pod sukno.
Historia dziejąca się w obydwu przekrojach czasowych kończy się źle. Podłość, głupota i małość przeważa. Zagadkowo dopowiem, że główna oś wydarzeń jest zbieżna z zamysłem Niespodzianki Karola Huberta Rostworowskiego.
Do oczywistych głupot interpretacyjnych zaliczam twierdzenie „Film Smarzowskiego, boleśnie przypomina, że każdy dom jest zły: to więzienie bez szansy na przedterminowe zwolnienie.” (Łukasz Maciejewski „Kultura/Dziennik”). Po pierwsze Dom zły w żadnym przypadku nie daje asumptu do takiego poglądu, wydaje się natomiast mówić: uważajcie, w pozornie normalnym domu mogą tkwić demony z pokładami zła, których sobie nawet nie uświadamiacie. Po drugie, nawet abstrahując od komentowania dzieła Smarzowskiego trudno się zgodzić z takim poglądem, jeżeli jest on opatrzony wielkim kwantyfikatorem. Za uzasadnienie niech wystarczą rozliczne działa odwołujące się do arkadii dzieciństwa (Miłosz, Konwicki czy z ostatnich Bogdana Loebla Piekło weszło do raju). W ogóle tego typu mądrości lokują się w nurcie krytyki rodziny jako miejsca opresji i zniewolenia. Autorowi opowiadającemu się za takim poglądem, polecem oddać swoje dziecko do sierocińca, bo tam będzie szczęśliwsze niż w rodzinie, przecież siedlisku zła wszelakiego.
Dodam tylko, że nie jest to jedyny przypadek, kiedy w recenzjach publikowanych w dużych gazetach pojawiają się popisy niby to erudycyjne, niby filozoficzne, nie mające nic wspólnego z recenzowanym dziełem, a świadczące głównie o bezradności autora nie potrafiącego rzetelnie wywiązać się ze swoich obowiązków jako recenzenta. Użyłem słówka „niby” bo co to za popisy o objętości krótkiego akapitu wciśniętego pomiędzy opis fabuły a ocenę aktorów. Jeżeli taki autor ma coś naprawdę do powiedzenia, to niech popełni solidny esej na dany temat, a ja go chętnie przeczytam. Między innymi z tego powodu bardziej ufam anonimowym blogom niż recenzjom w zoficjonalizowanym obiegu.
Dom zły to film bezwzględnie poważny, jeden z najważniejszych w ostatniej dekadzie, dający do myślenia. Nie jestem w tej opinii oryginalny, dodam tylko, że tytuł jest dwuznaczny, bo odnosi się zarówno do domu, w którym wydarzyły się dramatyczne morderstwa, ale również do naszego wspólnego domu, Polski, która jawi się poprzez swój prowincjonalny obraz zgoła fatalnie.
Szkoda, że na ostatnim festiwalu w Gdyni, to nie Dom zły wziął główną nagrodę. Rewers jest niewątpliwie filmem dobrym, ale lekkim, momentami farsowym. Pechowo dla Kingi Preis Agata Buzek zagrała w nim bardzo dobrą rolę. Nagroda dla najlepszej aktorki należała się im obu i w trybie wyjątkowym trzeba było ją „po sprawiedliwości” w ten sposób przyznać. Bartomiej Topa po tym filmie powinien rozpocząć karierę w roli policjanta, detektywa, prokuratora. Twardy, ale czujący, uczciwy, ale nie ckliwy – robi wrażenie.
Mimo iż film jest przygnębiający, to jednak trzeba go zobaczyć, bo tak samo jak Wesele zapada w pamięć, ale zmusza też do przemyśleń. Coś więcej wiemy o Polsce i Polakach, nawet jeżeli tylko tych historycznych, bo z nich przecież wyrośliśmy. Taki to był nasz dom.