Militaria

1 Pułk Artylerii Motorowej w II Rzeczypospolitej

1 Pułk Artylerii Motorowej, okładka, recenzjaDuże rozczarowanie. Autor nie zamieścił najciekawszych informacji z punktu widzenia artylerii motorowej w 1939. Nie dowiadujemy się, że pułk wystawił niepełne dywizjony artylerii dla 10 BK i WBPM, zatem oczywiście nie dowiadujemy się dlaczego tak się stało, czy zabrakło armat i haubic przygotowanych do ciągu motorowego, czy zabrakło ciągników, czy czegoś innego. Nie wiemy nic o stanie wyposażenia pułku w sprzęt motorowy przed wrześniem 1939, nic o problemach w motoryzacji artylerii, autor pominął nawet, jakich ciągników używały poszczególne dywizjony. Pominięcie takich problemów wymagać musiało dużego wysiłku, bo to przecież kluczowe kwestie dla tej jednostki. Przypomnijmy – jedynej w armii przedwrześniowej jednostki artylerii zmotoryzowanej. Warto również zwrócić uwagę, że był to bodaj jedyny przypadek, kiedy w zasadniczym rozmiarze nie wykonano planu mobilizacyjnego w1939 r. Nie znam przypadku, aby pułk piechoty nie zdołał zmobilizować jednego ze swoich batalionów, czy pułk kawalerii wyruszył na front bez jednego szwadronu.

Mamy za to ciekawy opis historii walk pułku w 1920 roku, a także sporo drugorzędnych informacji o przekształceniach poszczególnych dywizjonów artylerii górskiej w okresie dwudziestolecia, bowiem 1 pułk artylerii motorowej powstał w1931 roku z przekształcenia pułku artylerii górskiej. Opis dotyczący udziału 16 dam (10 BK) i 2 dam w kampanii wrześniowej jest wystarczający, choć to są fakty dość powszechnie znane z innych publikacji.

Natomiast bardzo interesujące są dane o trzecim dywizjonie artylerii wystawionym w 1939 roku, czyli o 6 dam, wyposażonym w armaty 120 mm, stąd zwany „ciężkim”. Dywizjon osiągnął gotowość bojową po mobilizacji powszechnej, stąd 1 września zastał go jeszcze w macierzystej jednostce w Stryju. Przydzielony był do Armii Łódź, do której nie mógł już dotrzeć, zmieniono zatem mu przydział na Armię Lublin gen. Piskora, później Armię Małopolska gen. Fabrycego, a na końcu podporządkowano go Frontowi Północnemu Dęba Biernackiego. W tym chaosie zmiennych kierunków marszu utracona została rzecz najcenniejsza: manewrowość i wielka siła ognia (jak na polskie warunki). Po raz kolejny potwierdziła się zasada, że jednostki pancerne i zmotoryzowane powinny walczyć w dużych ugrupowaniach, bo tylko wtedy można wykorzystać walor ich ruchliwości, zdolności nocnego odskoku i podjęcia już rano walki w innym miejscu. Lawirując po lasach pomiędzy spanikowaną piechota nie mógł odegrać większej roli. Jakże inna byłaby rzeczywistość, gdyby na przykład znalazł się w ugrupowaniu bojowym10 BK.

Do ciekawych problemów zaliczam wrześniowe losy Ośrodka Zbierania Nadwyżek. Nie bardzo wiadomo dlaczego zamiast organizować w Stryju zaplecze dla walczących jednostek artylerii motorowej ośrodek uzupełnień został skierowany transportem kolejowym w okolice Przemyśla. Także w tym przypadku autor informuje czytelników o uzbrojeniu oddziału w broń strzelecką, konsekwentnie pomija natomiast zasoby artyleryjskie tego oddziału. Można by wnosić, że nie posiadał żadnych dział, ale przypadkowo dowiadujemy się, że jedno z nich (75 mm) zostało zniszczone w czasie bombardowania. Opisywać jednostkę zmotoryzowanej artylerii tak jak marszowy oddział piechoty to sztuka nie lada. Warto natomiast zwrócić uwagę, że w tym oddziale zapasowym znajdowało się wielu oficerów, podczas gdy płk Łunkiewicz z Departamentu Artylerii MSWoj. twierdzi, że generalnie wojska artyleryjskie cierpiały w 1939 roku na radykalny niedobór oficerów. Gdzie leży prawda? Może wytłumaczeniem jest fakt, że byli to głównie oficerowie rezerwy, a braki dotyczyły oficerów i podoficerów zawodowych, ale także w tym przypadku niefrasobliwy autor monografii takiej informacji nie zamieszcza, bo – sądząc z bibliografii – relacji płk. Łunkiewicza po prostu nie znał.

Dalsze losy Ośrodka Zbierania Nadwyżek były takie, że pod Radymnem (okolice Przemyśla) utknął i rozkazem dowódcy OK Przemyśl został zawrócony do Stryja. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że a) w bezpośredniej bliskości znajdował się w bojach odwrotowych wystawiony przez ten pułk16 dam (w składzie 10 BK), który po walkach pod Jordanowem, został poharatany i cierpiał na braki osobowe, zwłaszcza w zakresie oficerów i b) w okolicy Przemyśla brak było jakichkolwiek oddziałów, które można by wykorzystać do obrony miasta lub linii Sanu. Dodajmy, że 7 września 10 BK została podporządkowana dowódcy Armii Karpaty i 8 września zajęła pozycje obronne pod Rzeszowem, zatem dowódca artylerii tej armii powinien nad sprawą zapanować, a wygląda, jakby o tym nic nie wiedział. A przecież podstawową funkcją ośrodka zapasowego danej jednostki jest zapewnienie jej uzupełnień.

Generalna ocena książki wypada ujemnie, nie do zaakceptowania jest pominięcie podstawowych informacji o problemach w motoryzowaniu artylerii, o brakach mobilizacyjnych i przyczynach tych braków, pominięcie informacji o używanych ciągnikach artyleryjskich. A przecież to był jedyny pułk artylerii zmotoryzowanej w przedwojennej armii, jak w jego monografii nie ma takich informacji, to gdzie miałyby się znajdować. W historii pułków piechoty?

Piotr Zarzycki, 1 Pułk Artylerii Motorowej, Oficyna Wydawnicza Ajaks, Pruszków 1992

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

13 + dziewięć =