Dobra wigierskie Ambrosiewicza, czyli klasztor kamedułów nad Wigrami
Kto nie zna zespołu pokamedulskiego położonego na malowniczym cyplu nad Wigrami. Mnóstwo osób odwiedza ten obiekt nęcący przeuroczym położeniem i aurą tajemniczości otaczającą klasztor zakonników eremitów.[1] Przed ostatnia wizytą trochę się przygotowałem i nabyłem opracowanie poświęcone temu obiektowi, aby tym razem popatrzyć na niego bardziej widzącymi oczami.
Książka Dobra wigierskie pozytywnie mnie zaskoczyła. Jej autor był przez lata pracował w lokalnych instytucjach ochrony zabytków i na koniec został dyrektorem Muzeum wigierskiego. Zgodnie z oczekiwaniem opisy obiektów, stanu ich zachowania i zabytków artystycznych z nimi związanych są na poziomie wzorowym zarówno co do poziomu merytorycznego jak i w zakresie szczegółowości.
Spełnienie oczekiwań to niemało, ale książka pozytywnie zaskakuje kilkoma jeszcze elementami. Po pierwsze jest ilustrowana licznymi zdjęciami o niebanalnych walorach artystycznych. Widzimy na nich nie tylko ilustracje historyczne przedstawiające wygląd zespołu klasztornego w przeszłości, ale również współczesną dokumentację fotograficzną (co zrozumiałe) i liczne artystyczne zdjęcia jeziora Wigry o charakterystycznej, poszarpanej linii brzegowej (co rzadkie w tego typu publikacjach). W efekcie widzimy klasztor w całym otoczeniu przyrodniczym podkreślającym dodatkowo piękno tego miejsca.
Ponadto Maciej Ambrosiewicz rozbudował swoja książkę o bardzo interesujące informacje na temat działalności gospodarczej kamedułów wigierskich. Pojawili się oni na wigierskim ostrowiu w 1668 roku, na bazie przywileju Jana Kazimierza, w którym nadawał im na własność wyspę na jeziorze Wigry oraz leśnictwa przełomskie i perstuńskie, w zamian za co zakonnicy mieli zbudować klasztor dla dwunastu eremitów oraz postawić kościół.[2] W ten sposób kameduli weszli w posiadanie rozległych dóbr. Już w momencie nadania prowadzono w nich intensywna działalność gospodarcza polegającą na wytopie żelaza z powierzchniowo zalegającej na tamtym terenie niskoprocentowej rudy. W 1668 roku istniało już na tym terenie osiem osad trudniących się wytopem, stąd do dzisiaj zachowane nazwy miejscowości takie jak Gawrychruda czy Maćkowa Ruda. Zakonnicy zintensyfikowali tę działalność tworząc ze swoich dóbr dobrze prosperujące przedsiębiorstwo. Mimo przeczytania Dóbr wigierskich ciągle pozostaje dla mnie zagadką, jak kilkunastu eremitów, którzy nie mogli opuszczać klasztoru i mieli liczne ograniczenia w kontaktach ze światem zewnętrznym, mogło zarządzać tak rozległą działalnością. Na pewno posługiwali się różnymi świeckimi zarządcami, ale tym niemniej pozostaje tu ciekawe pole do dociekań – może na przykład zatopieni w suwalskiej puszczy nie przestrzegali tak dokładnie swojej surowej reguły.
Koniec szlacheckiej Rzeczypospolitej oznaczał również kres bytności kamedułów na tym terenie. Znalazł się on bowiem na obszarze zaboru pruskiego, a rząd pruski skonfiskował w 1796 roku dobra klasztorne i w cztery lata później dokonał kasaty tego zakonu, wywożąc mnichów do warszawskich Bielan. Jednocześnie ustanowiono tu biskupstwo wigierskie, które przetrwało do 1823 roku, kiedy to zostało przeniesione do Sejn. W Wigrach pozostała jedynie uboga parafia, co oznaczało powolny proces dewastacji kościoła i bardzo szybki proces ruiny zabudowań pokamedulskich.
W czasie obu wojen cały obiekt był poważnie zrujnowany, zatem po 1945 roku przystąpiono do jego odbudowy, a właściwie budowy od podstaw przy posiadaniu znikomych danych dokumentacyjnych o jego pierwotnym wyglądzie. Dzisiaj widzimy zabudowania klasztorne, które w okresie powojennym zostały zbudowane od podstaw, w taki sposób, tak jak architekci sobie wyobrażali ich oryginalny kształt (wyjątkiem jest tylko kościół). Przy okazji popełniono sporo oczywistych błędów, których symbolem jest zdumiewające nazewnictwo. Na przykład główny budynek, w którym mieści się obecnie Dom Pracy Twórczej (świadczący zresztą dla postronnych usługi hotelowe) nazwany został kaplicą kanclerską (mimo, iż z przeznaczeniem sakralnym nie ma nic wspólnego). W istocie była to foresteria, czyli dom dla gości zakonu, a kaplica kanclerska stała gdzie indziej. Sama jej nazwa świadczy, że w zabudowaniach dla gości zapewne dożywał swoich dni pod opieką zakonników jakiś kanclerz, niestety nam nieznany. Pokazuje to, jak mało wiemy o historii tego miejsca, a przy okazji dodajmy, że nie znamy nawet nazwiska architekta kościoła.
Żeby dopełnić wiedzy o losach klasztoru na wigierskim ostrowiu dopowiedzmy, że właśnie podjęto decyzję o powrocie tego obiektu pod władztwo kościelne, ale jego przeznaczenie, jest jeszcze nieznane. Czy da się zamieszkać jak ongi w pokamedulskich eremach? Czas pokaże.
Maciej Ambrosiewicz, Dobra wigierskie, Wydawnictwo „Hańcza”, Suwałki 2009.
[1] W Polsce kameduli mają czynny klasztor na krakowskich Bielanach. Poza tym mieli ongi klasztory w na warszawskich Bielanach, w Rytwianach, Bieniszewie, Szańcu k/Pińczowa i Pożajściu – wszystkie ufundowane w okresie baroku. Zakon wywodzi się od św. Romualda z Rawenny (przełom X i XI wieku), a nazwę wziął od miejscowości Camaldoli (pierwotnie Campo di Maldoli). Z Polską św. Romulad miał związek u samych początków naszego państwa. W 1002 roku (jeszcze jako benedyktyn) wysłał dwóch braci na misje do Polski. Zostali oni zamordowani wraz z trzema polskimi towarzyszami koło Międzyrzecza (stąd Pięciu Braci Polskich), a w pobliżu miejsca zbrodni powstał kilka wieków później klasztor w Bieniszewie.
[2] Zapewne za tym nadaniem stał kanclerz wielki litewski Krzysztof Zygmunt Pac, fundator klasztoru kamedułów w Pożajściu, obecnie na Litwie. Bardzo polecam wizytę i zwiedzenie przepięknego, dużo mniej surowego niż w Wigrach, barokowego kościoła położonego na cyplu wrzynającym się w jezioro. Zabudowania klasztorne są jednak pełniej zrekonstruowane w Wigrach.