Eichmann, zbrodniarze z Auschwitz i niemiecki wymiar sprawiedliwości
Temat odpowiedzialności sądowej zbrodniarzy z Auschwitz zrobił się ostatnio bardzo popularny. Najpierw film „Labirynt kłamstw” (2014) o młodym prawniku, który usiłuje doprowadzić do takiej rozprawy sądowej, później kolejny film „Fritz Bauer kontra państwo” (2015) o prokuratorze generalnym Hesji, gdzie ten proces się odbywał, a teraz mamy jeszcze książkę o owym Fritzu Bauerze.
W wielu momentach biografia ta jest bardzo interesująca, pokazuje bowiem system prawny w Niemczech, a w szczególności problemy związane ze ściganiem zbrodni hitlerowskich. Generalnie rzecz biorąc niemiecki wymiar sprawiedliwości nie kwapił się z pociąganiem do odpowiedzialności zbrodniarzy nazistowskich, można powiedzieć nawet więcej, najczęściej skutecznie sabotował jakiekolwiek postępowania w tej materii. Dlaczego tak się działo? Odpowiedź jest prosta – w policji, prokuraturze i sądach zasiadali w znacznej mierze ludzie mający za sobą przeszłość Trzeciej Rzeszy. Skąd my to znamy? W Polsce po 1989 roku też można było obserwować opieszałość organów prawa i takie procedowanie, aby postępowania karne ostatecznie pogrzebać. I zapewne powód był ten sam: jak pociągnąć do odpowiedzialności za zbrodnie sądowe, skoro w wolnej już Polsce, podobnie jak w RFN, w sądach zasiadali sędziowie, którzy także orzekali w czasach socjalistycznych (u nich narodowosocjalistycznych); przecież pośrednio wydawaliby wyroki na samych siebie!
Taka sytuacja w niemieckim aparacie ścigania miała wpływ na sprawy związane z Eichmannem. Fritz Bauer otrzymał sygnał, o miejscu pobytu Eichmanna. Nawet nie próbował zabiegać o jego ekstradycję do Niemiec, mając przekonanie, że skoro zgłosi sprawę do policji, to zanim machina prawna zacznie działać, Eichmann zostanie o tym uprzedzony. Dyskretnie poinformował o tym służby izraelskie. I tu kolejne zdziwienie – one wcale nie podjęły błyskawicznych działań, raczej się ociągały. To Bauer naciskał, posunął się nawet do szantażu, że wystąpi z wnioskiem o ekstradycję do Niemiec, a tym samym zbrodniarz zostanie ostrzeżony. To podziałało. Ostatecznie, zanim decyzje podjął prezydent Ben Gurion i Eichmanna ujęto, różne przepychanki trwały dwa lata!
Trzeba zauważyć, ze podobny plan jak w przypadku Eichmanna istniał również w odniesieniu do doktora Mengele. Już w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku był on symbolem Auschwitz Birkenau. Docierały różne sygnały o miejscu jego ukrywania, ale w tym przypadku Izrael odmówił współpracy swoich służb. Jedno porwanie to była aż nadto dla małego państwa walczącego o przetrwanie. A służby niemieckie raczej kryły niż skutecznie poszukiwały.
Do ciekawostek należy fakt, że przed wojną Bauer został sędzią traktując to jako praktykę prawniczą przed stanowiskiem prokuratora. Prowadził w tym czasie ożywioną działalność polityczną, co jako żywo nie wzbudziło żadnej refleksji u autora jego biografii. Zresztą po wojnie, jako generalny prokurator Hesji także swoich poglądów politycznych nie ukrywał.
Na jego determinację w ściganiu zbrodniarzy hitlerowskich pewien wpływ miało zapewne uwięzienie go w obozie koncentracyjnym, zresztą nie za poglądy, ale z powodu organizacji strajku generalnego skierowanego przeciw objęciu władzy przez nazistów. Dość szybko został z obozu wypuszczony i udał się na emigrację do Danii, a później do Szwecji, gdzie wydawał gazetę Sozialistische Tribüne. Oczywiście taka działalność nie tylko nie była przeszkodą w objęciu wysokiego stanowiska w prokuraturze, ale wręcz dopomagała w awansie, co stanowi ciekawy przyczynek do współczesnych niemieckich zarzutów, co do upolityczniania polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Generalnie książka jest bardzo ciekawa, dobrze napisana (autor jest dziennikarzem), porusza wiele wątków dających do myślenia. W mojej opinii 8/10.
Ronen Steinke, Fritz Bauer. Auschwitz przed sądem, Replika Zakrzewo 2017.