Elfriede Jelinek, Amatorki
Jedno jest pewne – lektura tej książki nikogo nie pozostawi obojętnym.
W warstwie fabularnej jest to równolegle, porównawczo prowadzona historia dwóch młodych i prostych kobiet, Brigitte i Pauli, których losy stykają się w fabryce biustonoszy, gdzie obie są szwaczkami, obie zakochują się w facetach, obie wychodzą za mąż, jedna z sukcesem, druga kończy klęską.
Ale to nie fabuła jest u Jelinek najważniejsza. Czytelnika wali między oczy jej wizja świata, a w przypadku Amatorek, wizja stosunków damsko-męskich. Mężczyźni to u niej prymitywne buhaje, damscy bokserzy, używający przemocy zwłaszcza w odniesieniu do swoich żon, które traktują jak niewolnice. A poza tym, to pijacy żyjący w świecie piwa i w ogóle – prymitywy. Co do kobiet, to ich ocena nie jest jednoznaczna. Na pewno są ofiarami samczej agresji, ale podskórnie czujemy, że ma do nich pretensje, bo mają to, na co zasługują, bo same pragną miłości, podszytej przecież pewnym podporządkowaniem, same rezygnują z własnych autonomicznych aspiracji na rzecz poświęcenia się dla rodziny i tego odrażającego męża. Chcą być kurami domowymi.., to są. Brigitte odnosi w swoim mniemaniu sukces, ale jaki to sukces? Tyra na rzecz męża, rodzi dzieci, znajduje radość w drobnomieszczańskiej, małej stabilizacji. Wydaje się, że kiedy Jelinek mówi, że Brigitte odniosła sukces, w istocie ironizuje: osiągnęła to, co sobie założyła i ma to, co chciała, ale przecież, jakie to jest życie, z czego tu być zadowolonym? I odwrotnie Paula odniosła porażkę, ale w którymś momencie zawalczyła o swoją samodzielność finansowo-życiową próbując osiągnąć ją poprzez prostytucję (bo co innego mogła zrobić). Została złamana, skrzydła jej podcięto, ale chociaż walczyła.
Tu dochodzimy do kluczowego pytania: czy Elfriede Jelinek przedstawia uniwersalną diagnozę społeczną, szuka prawidłowości, uogólnia doświadczenie austriackich kobiet, czy też opisuje patologię, zaburzenie powszechnych norm i kompletne osobowościowe wypłycenie, którego nośnikami są bohaterowie Amatorek. Od odpowiedzi na to pytanie zależy, czy potraktujemy Jelinek, jako narwaną psychopatkę, bo przecież każdy normalny człowiek rozumie, że jej diagnoza jest drastycznie jednostronna i kompletnie nie zrównoważona; czy też zobaczymy w niej, być może nadwrażliwą, ale przenikliwą obserwatorkę ludzkiej rzeczywistości przestrzegającą przed niszczącymi ją patologiami, bo w istocie słowa patologia zawiera się przecież jej wyjątkowość w opozycji do stanu normalnego.
Mam poważną obawę, że prawdziwa jest pierwsza odpowiedź. Zresztą sama Jelinek nie kryje, że literatura odzwierciedla jej stany depresyjne i lękowe, a pisarstwo pozwala jej odreagować emocje, z którymi inaczej sobie nie radzi. Rozumiemy zatem, że jej pisarstwu daleko do zrównoważenia i jakiegokolwiek namysłu.
Mimo wszystko, jednak, to literatura dużego formatu, zapewne nieobiektywna i w dziwny sposób pokręcona, ale – być może dlatego, że pisana „z trzewi” – na swój depresyjny sposób prawdziwa, nie pozostawiająca obojętnym. Na pewno nie można dać się Jelinek uwodzić, „wchodzić w jej buty”, patrzeć na świat jej oczyma, bo po prostu są to oczy chore (co sama w wywiadach przyznaje).
Na pewno warto Amatorki czytać, aby rozumieć ten specyficzny ogląd świata, zrozumieć, jak działa ten wykoślawiający obiektyw. W tej przesadzie płynącej z nadwrażliwości jest jednak Jelinek prawdziwa. To ważne. Biorąc powyższe pod uwagę, zdumiewa mnie, że znane i szanowane przeze mnie blogi literackie tworzone przez kobiety Jelinek najczęściej pomijają. Dlaczego? Jej pisarstwo warte jest dyskusji i warte skonfrontowania się z nim.
Specjalne podziękowania dla Biblioteki Publicznej w Podkowie Leśnej, która na wyrażoną chęć przeczytania kilku książek Jelinek, zakupiła ich cały komplet, umożliwiając swobodne z nich korzystanie i stworzyła warunki do rozległej przygody z pisarstwem Ellfriedy Jelinek. Dzięki i szacunek