Film

Lourdes

Film utrzymany w konwencji paradokumentalnej. Podglądamy dzieje jednej z pielgrzymek do świętego miejsca, widzimy flirty pielęgniarek, dowcipy na temat chrześcijaństwa, perfekcyjną organizację i, przede wszystkim, oczekiwanie na cud uzdrowienia.

W sposób najmniej oczekiwany taki cud się zdarzył, sparaliżowana dziewczyna wstała z wózka i zaczęła normalnie funkcjonować, ale wtedy okazało się, że nikt temu nie dowierza i wszyscy podświadomie oczekują, że to tylko chwilowa poprawa. Nikt nie wspiera jej, nie wyciąga pomocnego ramienia podczas wycieczki w góry, czekając aż z powrotem usiądzie na wózku.

Wbrew pozorom to nie jest to film religijny ani film o chrześcijaństwie. To film o nas, o naszej wierze w drugiego człowieka, o naszej empatii wobec niepełnosprawnych, o naszej chęci (lub niechęci) do wyprowadzenia ich z getta kalectwa i przywrócenia normalnemu, radosnemu życiu.

Wolontariuszki z poświęceniem opiekują się sparaliżowanymi na wózkach, są rutynowo perfekcyjne, ale całkowicie nieprzydatne we wsparciu osoby, która, jak można mniemać, kalectwo ma już za sobą. Tak jakby pielęgnowali swoją skłonność do opiekuńczości, ale w istocie odmawiali swoim podopiecznym prawa do zwykłej radości, zatańczenia jak wszyscy, do poderwania faceta.

Próba werbalizacji przesłania filmu, czuję to, spłyca go. A może nie mając żadnego kontaktu z niepełnosprawnymi źle owo przesłanie odczytuję? Na pewno warto ten film zobaczyć, bo nie jest to banalna opowieść i każdy widz musi sam zmierzyć się z tą problematyką. Trochę przypomina mi to interesujący polski film Wszystko będzie dobrze, który pobudzał do oczekiwania na cud i również, jak Lourdes, nie dawał łatwych odpowiedzi. Rzeczywistość człowieka jest za bardzo skomplikowana, aby można było ją uleczyć jednym, najbardziej nawet spektakularnym, cudem.

Lourdes, reż. Jessika Hausner, koprodukcja austriacko-francusko-niemiecka, premiera 2009.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

2 × 4 =