Niepokonani Petera Weira
Czekałem na ten film niecierpliwie i to z wielu powodów. Po pierwsze, filmów na tematy łagrowe praktycznie się nie produkuje. O ile Holocaust jest bardzo dobrze sfilmowany, to ludobójstwo sowieckie było w praktyce poza zainteresowaniem filmowców (zaniechanie nota bene ciekawe, zainteresowanych odsyłam do książki Dariusza Tołczyka Gułag w oczach Zachodu). Po drugie, bardzo lubię książkę Długi marsz Rawicza, która była podstawą dla scenariusza tego filmu i wreszcie po trzecie, pobudziło moją ciekawość zainteresowanie Petera Weira determinacją Polaków w dążeniu ku wolności.
Film właściwie spełnił pokładane w nim oczekiwania. Nie jest to może arcydzieło, ale zrobiony został całkiem solidnie. Być może na niezbyt entuzjastyczny odbiór tego filmu w Polsce miały wpływ wielkie oczekiwania związane zarówno z tematem filmu jak i osobą bardzo znanego i cenionego reżysera. Gdy spojrzymy na rzecz bez dodatkowych emocji, to trzeba stwierdzić, że Weirowi udało się zrobić bardzo interesujący film i wprowadzić do międzynarodowego obiegu nieznaną tematykę.
Do mocnych stron filmu należy bardzo realistyczne i przejmujące pokazanie rzeczywistości sowieckich łagrów na dalekiej północy. Natomiast słabiej wypadło pokazanie ucieczki. Przed pójściem do kina usiłowałem sobie wyobrazić, jak ja bym pokazał ten nie filmowy, bo przecież monotonny temat. Można było pokazać ten wielki marsz jako ekstremalny survival. To zresztą było najciekawsze w książce: jak przeszli przez Daleką Północ, jak udało im się pokonać pustynię. Skoncentrowanie fabuły na szczegółach umożliwiających przetrwanie na pewno filmowi wyszłoby na dobre.
Z łatwych do zrozumienia powodów Weier w kilku miejscach odszedł od książkowego oryginału, ale w jednym przypadku stało to się z wyraźną krzywdą dla wiarygodności opowieści. Nie dałoby się uciec z Dalekiej Północy w taki sposób, jak pokazał to Weir. Uciekinierom w rzeczywistości pomogła żona komendanta obozu wyposażając ich w plecaki, siekierę i spory zapas kaszy. Poza tym więźniowie nie mieli w obozie prywatnych ubrań, tylko fufajki i uszanki, które były dość skutecznym zabezpieczeniem przed mrozem, na pewno lepszym niż miejskie jesioneczki, jakie widzimy w filmie. Ponadto uciekinierzy mieli futrzane kaptury, przedłużone w dół tak, aby można je było włożyć pod kołnierze fufajek, to stary sposób walki z zimnem tubylczej ludności Syberii; udało się je uszyć ze skórek zwierząt futerkowych, które były przedmiotem handlu w obozie.
Mimo drobnych zastrzeżeń jestem szczęśliwy, że taki film powstał i to zrobiony przez człowieka Zachodu, który z mniejszymi emocjami, ale za to bardziej wiarygodnie patrzy na rzeczywistość GUŁAGu. Natomiast bardzo żałuję, że film na ten temat nie został nakręcony w Polsce. Przy okazji okazuje się, że powszechne przekonanie o bogoojczyźnianym stosunku Polaków do swojej historii nie znajduje potwierdzenia w praktyce. Jakiż to normalny, pełnometrażowy film powstał w ostatnich latach opisujący w ten sposób polską historię? Może jeden Katyń Wajdy, a i to dużo lepiej przyjęty za granicą niż w Polsce. Od lat mówi się o potrzebie jakiegoś filmowego spuentowania Powstania Warszawskiego, sporo ludzi dopomina się o film o rotmistrzu Pileckim, o Dywizjonie 303 czy o polską wersję Enigmy. Ale jak nie było, tak nie ma. Anglicy o Bitwie o Anglię czy o D-Day nakręcili mnóstwo filmów, także o przegranej bitwie pod Arnhem, czy swoją wersję Enigmy (nasz udział oczywiście marginalizując), o Amerykanach już nie wspominam. Nawet Niemcy, którzy wydawałoby się, że nie mają powodów do dumy z najnowszej historii znaleźli mnóstwo tematów świadczących o czymś innym. Polacy natomiast są jedynym narodem, który uważa, że opowiadanie o polskiej historii należy do sfery obciachu, albo bogoojczyźnianego ględzenia. Na szczęście od czasu do czasu trafi się Peter Weir.
Moja ocena 9/10 plus wdzięczność.
PS Błysneła kancelaria Prezydenta RP, nadając Weirowi wysokie odznaczenie za promowanie w świecie polskiej historii. Szkoda, że z podobnych pobudek Clint Eastwood nie został uhonorowany za odkłamywanie wizerunku Polaka w Gran Torino. Może jeszcze nic straconego?
Niepokonani, reż. Peter Weir, USA 2011