Podejrzenia pana Whichera
Miałem duże nadzieje. Kryminał oparty na historii realnego śledztwa. Można było się spodziewać, że bez zagrywek rodem z Hollywood. Zawiodłem się jednak srodze.
Autorka wpadła na ciekawy pomysł, aby narrację dotyczącą morderstwa i śledztwa inkrustować informacjami o zasadach pracy detektywów z połowy XIX wieku, odnośnikami do ówczesnej literatury kryminalnej i do poglądów kryminologicznych panujących w tamtej epoce. W realizacji ów pomysł okazał się kompletnym fiaskiem . Chaos konstrukcyjny i intelektualny jest w tej książce bezbrzeżny. Opis wydarzeń jest przetykany długimi wywodami, a to kiedy i dlaczego powołano stanowisko detektywa, a to kim był prywatnie tytułowy śledczy pan Whicher. Najczęściej jednak jesteśmy raczeni przez autorkę jej luźnymi skojarzeniami z dziełami literatury sensacyjnej owej epoki. Czasami autorka uderza w tony poważne i tłumaczy coś przez odwołanie się do Psychoanalizy Freuda, nic to, że pięćdziesiąt lat późniejszej. Dobiły mnie ostatecznie wszechstronne wynurzenia na temat przeczuć, jakimi kierowali się ówcześni policjanci; pretensjonalne i tylko pozornie związane z przedstawianymi wydarzeniami. Tu lekturę przerwałem (co rzadko mi się zdarza) i niniejszą notkę przerywam również, bo myślę, że szkoda poświęcać więcej czasu gniotowi.
Książka to dla nikogo – ani dla historyków, ani dla amatorów powieści kryminalnych. Może dla doktorantów z literatury angielskiej XIX wieku. Żal straconych dobrych emocji, ale i bezpowrotnie wydanych 50 złotych. 4/10, a i to tylko za ciekawy pomysł.
Kate Summerscale, Podejrzenia pana Whichera, W.A.B. Warszawa 2010