Stachuro, Stachuro, ty już idziesz górą…
Edward Stachura, Msza wędrującego, Teatr Kamienica, śpiewa Anna Chodakowska, muz. Andrzej Ziemlański
Wybierając się na Mszę wędrującego, byłem przekonany, że będzie to podróż sentymentalna do czasów młodości, kiedy powszechnie nucono piosenki Stachury, a Całą jaskrawość czy Siekierezadę czytano, jak literaturę pisaną przez mędrca, guru owego pokolenia. Naraz się pomyliłem i nie pomyliłem. Rzeczywiście wspomnienia i różne odwołania do przeszłości odżyły, ale szybko okazało się, że to nie one dominują i spotkanie z tekstami Stachury ma walor aktualności i jest tak samo przejmujące jak dwadzieścia lat temu.
Spektakl składa się ze śpiewanego poematu Missa pagana i recytowanych fragmentów Fabula rasa. Słuchając tej poezji miałem poczucie, że autor stara się mówić o sprawach najważniejszych, fundamentalnych dla człowieka, dzięki którym może żyć całą pełnią, całą jaskrawością
Byli tacy, co się rodzili,
byli tacy, co umierali
i byli tacy, którym to nie wystarczało.
Stachura jest uczciwy w tym co pisze, nie przemilcza spraw trudnych, ma odwagę powiedzieć „jesteś bestią”, ale mówi to życzliwie i ze zrozumieniem, dopowiadając, że jeżeli sobie to uświadomisz i nabierzesz pokory widząc kim naprawdę jesteś, to tak, jakbyś sam siebie zwyciężył i poszedł kilka kroków dalej. Mówi też takie piękne słowa:
Święte krople potu
Święte wędrowanie
Święty kamień w polu
Przysiądź na nim Panie.Święty chleb – chleba łamanie
Święta sól – solą witanie.
Pomimo, że Stachura jest antykościelny, to tak blisko mi do niego, że piszę o nim w czasie teraźniejszym, mimo iż nie żyje od 30 lat, bo jak może być inaczej, kiedy się słyszy takie słowa, jak zacytowane. Na papierze brzmi to znacznie słabiej, niż zaśpiewane przez Annę Chodakowską.
W swoim pisarstwie był przede wszystkim szczery, a więc ciągle szukający, ciągle w drodze. Jego utwory, w tym również Missa Pagana, to raporty z aktualnego stanu poszukiwań – tyle już wiem i tyle zapisuję. Chciał żyć poezją, chciał by życie było poezją. To, co napisane, jest wtórne wobec tego, co przeżyte.
Zupełnie osobna kwestią jest sposób, w jaki Msza wędrującego została zaprezentowana. Anna Chodakowska okazała się tu mistrzem nad mistrzami. Upływ lat (pierwszy raz Chodakowska zaśpiewała ten poemat około 25 lat temu) nie tylko, że nie zaszkodził przedstawieniu, ale zdecydowanie mu pomógł, spowodował, że wszystko jest dojrzalsze, lepiej przemyślane, nie ma zbędnych gestów, a właśnie gestami Anna Chodakowska podbiła mnie bez reszty. W momentach, kiedy tekst kieruje się wprost do słuchaczy frazą „ty jesteś bestią”, (żeby pozostać przy już przywołanym przykładzie) aktorka dyskretnie wskazuje na siebie, jakby chciała powiedzieć „ja też”. Duża kultura. Po raz pierwszy coś takiego widziałem w teatrze i nie zapomnę. W efekcie najbardziej żałowałem, że spektakl już się skończył, a tak chętnie posłuchałbym także piosenek Stachury w tak doskonałym wykonaniu. Poza tym muzyka napisana przez Andrzeja Ziemlańskiego dobrze pasuje do klimatu tej poezji, a kompozytor sam akompaniuje aktorce, dając czasem popisy wirtuozerii w partiach solowych.
Annę Chodakowską pamiętam z wielu ról, ale pod powiekami chyba na zawsze pozostanie mi jej obraz śpiewającej Missę paganę i recytującej Fabulę rasę.