• Film

    Miłość Michaela Hanekego

    Haneke po Pianistce i Białej wstążce jest moim ulubionym reżyserem, zatem czekałem niecierpliwie na jego kolejny film. Po obejrzeniu go byłem zaskoczony, ale i pełen satysfakcji, wręcz wzruszony.

    Tym razem Haneke nakręcił film o podstawowych wartościach. Opowiedział prostą, można powiedzieć typową, historię starszego małżeństwa. Ona, Anne Laurent, nauczycielka muzyki, zapada na zdrowiu, jej stan się pogarsza, nieuchronnie zbliża się śmierć. Jej mąż dzielnie towarzyszy jej w chwili ostatecznej próby. Pielęgnuje ją, zapewnia jej opiekę, chroni przed wzrokiem postronnych, bo nie chce, aby była widziana, jako mamrocząca, sparaliżowana, zawstydzona swoim stanem. Wzruszająca jest miłość łącząca tych dwoje starszych ludzi, ich oddanie, zaufanie, troska, rozumienie nawzajem swoich potrzeb bez słów. Czy o takim banalnym temacie można zrobić interesujący film? Haneke udowodnił, że tak.

    Miłość, reż. Michael  Haneke, Emmanuelle Riva jako Anne Laurent, recenzja

    Film ma wiele cech wskazujących, że jest to podsumowanie, zwieńczenie twórczości Hanekego. Najpierw zwróćmy uwagę, że umierająca Anne jest nauczycielką muzyki, tak jak Erica w Pianistce. Z kolei córkę Anne gra Isabelle Hupert, która grała Ericę właśnie w Pianistce. Ponadto małżonkowie w Miłości nazywają się Anne i Georges Laurent tak samo, jak bohaterowie filmu Ukryte, a para Anne i George występują w Funny Games, a Anna i Georg w Siódmym kontynencie.[1] U Hanekego takie zbieżności na pewno nie są przypadkowe. Podkreślają ciągłość artystyczną jego twórczości, ale znaczą też coś więcej. Tak jak śmierć Anne pokazuje podstawowe wartości występujące w ich małżeństwie, tak Miłość pokazuje, jakie wartości są fundamentalne dla Hanekego. Finał życia małżeństwa Laurent jest jednocześnie ukoronowaniem twórczości Hanekego.

    Żeby sprawa była jaśniejsza, trzeba napisać o zakończeniu filmu, zatem uwaga! Spoiler! Geogres pomaga umrzeć żonie, po czym sam umiera, być może truje się gazem (to już moja interpretacja),[2] w każdym razie w jednej z ostatnich scen małżeństwo razem wychodzi ze swojego mieszkanie (a Anne już wtedy nie żyje). Opuszczają ten świat, ale nie są przecież umarli; stąd wychodzą, ale gdzieś idą. Heneke wprowadza eschatologię, pokazuje ku czemu zmierzamy, także ku czemu zmierza jego twórczość, jaka jest kwintesencja. W bezpośredniej bliskości tej sceny, pojawia się gołąb, symbol rzeczywistości ponadrealnej, także symbol przyrody, natury, wszechświata. Miłość przezwycięża śmierć, zakochani razem wędrują ku lepszemu światu. Taka jest kwintesencja opowieści Hanekego. Dla mnie 10/10.

    Miłość, reż. Michael  Haneke, Austria, Francja, Niemcy 2012



    [1] Oczywiście reżyserem wszystkich tych filmów był Michael Haneke

    [2] W interpretacji filmu korzystałem z wpisów uważnych filmwebowiczów- dzięki.

    

  • Książki

    Londyńczycy, Czerwony książe i Szpiedzy Watykanu

    Ewa Winnicka, Londyńczycy, recenzja, okładka

    Książka dla osób, które z problematyką polskiego rządu emigracyjnego czy stosunków polsko-angielskich podczas ostatniej wojny dotąd się nie stykały. Historycy raczej nie powinni sięgać po tę pozycje. Ciekawa, dobrze napisana popularyzacja, łatwa w czytaniu, niekiedy dowcipna, niekiedy refleksyjna. I na tym poprzestańmy –  6/10.

    Wart polecenia jest tylko reportaż Zastąpiona o losach żony gen. Andersa, która po przedarciu się do Włoch zastała u boku męża dużo młodszą zastępczynię, wkrótce nową żonę,  i skazana została na niebyt, milczenie, zapomnienie. Tylko czy nawet ten reportaż wnosi wiele nowego w stosunku do książki Nurowskiej o Andersie?

    Ewa Winnicka, Londyńczycy, Czarne 2011 (seria reportażowa).

    Timothy Snyder, Czerwony książe, recenzja, okładka

    To zdecydowanie najlepsza z przedstawianych tu książek. Snyder łączy wysoką kompetencję historyka z umiejętnością zajmującego pisania.

    Karol Stefan Habsburg, książę z linii bocznej, bez szans na koronę cesarską, zauważył, że eksplozja nastrojów nacjonalistycznych w Europie Środkowej musi doprowadzić do stworzenia nowych państw narodowych (myśl celna, nawet prekursorska), a te będą potrzebowały koronowanych głów, które staną na ich czele (zupełna pomyłka). Za najbardziej prawdopodobne uznał przywrócenie do życia państwa polskiego i przewidział na jego króla swojego syna Albrechta. Za tym poszły lekcje polskiego, częstsze przebywanie w dobrach żywieckich, wydanie jego sióstr za Radziwiłła i Czartoryskiego, co miało ułatwić mobilizację poparcia dla tej ewentualnej kandydatury.

    Najmłodszym bratem Albrechta był Wilhelm, który uświadomił sobie, że na tron cesarski nie ma najmniejszych szans, podobnie jak na hipotetyczny polski, znalazł sobie zatem naród – Ukraińców, którzy nawet kandydata na króla nie mieli. Dzieje Wilhelma Habsburga, zwanego Czerwonym księciem i historia owej koncepcji ukraińsko-habsburskiej są treścią książki Timothy Snydera. Oprócz biografii Wilhelma książka zawiera mnóstwo przyczynków do losów propolskich Habsburgów, dziejów browaru w Żywcu, hiszpańskich koligacji, francuskich awantur, niemieckiego aresztowania i sowieckiego zamordowania.

    Czerwony książę to panorama świata, który bezpowrotnie przeminął, ale ciągle fascynuje, pobudza ciekawość. Za kompetencje, apetyczny język, erudycję – 8/10, mimo iż tematyka książki jest raczej egzotyczna i mało ważąca, bo w gruncie rzeczy to dzieje bon vivanta, człowieka naiwnego, zagubionego, nie rozumiejącego świata, który go otaczał.

    Timothy Snyder, Czerwony książę, Świat Książki 2010.

    Eric Frattini, Szpiedzy papieża, recenzja, okładkaAutor przedstawia 21 postaci związanych z poufnymi lub tajnymi przedsięwzięciami dyplomacji watykańskiej, niektóre są dość dobrze znane (taka to tajność), o innych usłyszałem po raz pierwszy.

    Irytujące jest szukanie sensacji, tworzenie atmosfery przesyconej tajemniczością, operacjami szpiegowskimi i strukturami wywiadowczymi. Jako główny szpieg Jana Pawła II przedstawiony jest abp Luigi Poggi, który był oficjalnym delegatem Stolicy Apostolskiej do spraw kontaktów z krajami socjalistycznymi. O jego wizytach w Polsce donosiły gazety, a efekty jego działań były szeroko komentowane, jak np. wizyta Gorbaczowa w Watykanie (dlaczego o niej Frattini nie pisze?). I co w tym szpiegowskiego lub tajemniczego. Większość rozmów dyplomatycznych jest niejawnych. To podszyte komercją szukanie sensacji dookoła Watykanu robi się coraz bardziej niesmaczne i coraz głupsze.

    Jeden z rozdziałów jest nie tylko głupi, ale i nieprzyzwoity. Rzecz dotyczy bp. d’Herbigny, szefa Collegium Russicum i twórcy podziemnej hierarchii w Rosji Sowieckiej. Jej celem było zapewnienie choćby minimalnej opieki duszpasterskiej katolikom poddanym prześladowaniom przez NKWD, w sytuacji kiedy znakomita większość duchowieństwa była uwięziona lub zgładzona. Wszyscy nielegalnie wyświęceni i prowadzący działalność duszpasterską ryzykowali życiem. Przedstawienie ich, ze względów komercyjnych, jako członków siatki wywiadowczej jest po prostu haniebne. Nawet Sowieci po ich aresztowaniu stawiali najczęściej zarzutu „propagandy religijnej” i „działalności antypaństwowej”. Przebić NKWD w absurdalności kwalifikacji ich działalności to jest swojego rodzaju rekord podłości.

    Kiksy w tłumaczeniu nie ułatwiają lektury i tak np. główny konsultant Reagana w sprawach polskich, John Krol to w rzeczywistości Jan Król, abp Filadelfii.

    Dla porównania polecam książkę wybitnego specjalisty od spraw wschodnich, Hansajakoba Stehle, Tajna dyplomacja Watykanu. Kolosalna różnica wiedzy, języka, kultury.

    Ocena 3/10, nie polecam.

    Eric Frattini, Szpiedzy papieża, Świat Książki 2010.

    

  • Książki

    Pianistka

    Elfriede Jelinek, Pianistka, W.A.B. 2010 (wyd. 2), Pianistka, reż. Michael Haneke, 2001

    okładkaPianistka jest literacką biografią Elfriede Jelinek, do bólu szczerą, odsłaniającą tak intymne i wstydliwe szczegóły, jak w żadnej innej tego typu autobiografii. To kolosalna zaleta tej książki. Fantasmagorie i przejaskrawiony obraz świata, które tak rażą w innych książkach Jelinek (zob. notkę dotyczącą Amatorek), w Pianistce stanowią o jej wartości. Zaglądamy do bardzo osobistego świata autorki, czujemy empatię, nawet wtedy, kiedy coś nas drażni.

    Nad całym jej życiem, zaważyła maksymalnie toksyczna rodzina wyjściowa, zwłaszcza nadopiekuńcza matka, wpływająca na wszystkie aspekty życia swojej córki. Kontrolująca, kiedy przychodzi, gdzie wychodzi, z kim się spotyka, co kupuje i w co się ubiera. W każdym z tych obszarów wymuszająca posłuszeństwo, likwidująca jej samodzielność i wypaczająca wszystkie obszary życia psychicznego swojej córki. Matka, co dla opowieści kluczowe, ogranicza do zera kontakty swojej córki z mężczyznami, uważając, że powinna ona poświęcić się tylko muzyce. Ma to ten fatalny skutek, że córka ma kompletnie zaburzony świat relacji kobieta-mężczyzna i, co tu dużo mówić, popada w wiele zboczeń, ale przede wszystkim nie potrafi wyrazić w normalnych kontaktach swoich emocji, uczuć, pragnień… Szczerość Jelinek w tej materii jest wręcz porażająca i stawia czytelnika przed koniecznością wędrowania wraz z autorką po – najdelikatniej mówiąc – bardzo różnych doświadczeniach. Czy to się będzie komuś podobać, czy nie, zależy w znacznym stopniu od nastawienia odbiorcy, który jednak powinien mieć świadomość, co go w tej książce spotka. Mnie to nie raziło, jak każda zresztą uczciwie przedstawiona prawda.

    Osią Pianistki jest nieudany, niespełniony związek z młodym studentem, uczniem Eriki Kohut (literackiej odpowiedniczki Jelinek). Ów młodzieniec nie rozumie, nie dorasta, a nawet nie chce dorosnąć do dziwnych oczekiwań swojej pani profesor. Deklaruje miłość, ale co to za miłość, w której nie ma krztyny zrozumienia dla swojej partnerki. Erika pozostaje sama, skazana znów tylko na matkę, ale przede wszystkim odrzucona, poniżona, sponiewierana.

    Pianistka jest swojego rodzaju rozliczeniem Elfridy Jelinek ze swoim życiem. Tylko przez twórczość literacką potrafi ona porozumiewać się ze światem. Ale jest też krzykiem, wołaniem o zrozumienie i empatię! Sądząc po filmie, krzykiem usłyszanym i zrozumianym.

    Jelinek nic nie przemilcza, nie kryguje się w żadne piórka, przyznaje się do bardzo brzydkich zachowań, np. do poczucia wyższości wobec całego otoczenia, zazdrości wobec koleżanek, a nawet uczennic, złośliwości wobec przypadkowo spotkanych w tramwaju ludzi i tak dalej, i tak dalej. Może to oburzać, a może wywoływać empatię, można to źle oceniać, albo widzieć się w tym ludzkie, także nasze, przywary.

    Do oryginalnej treści Jelinek dostosowała też formę. Dominują krótkie zdania, o uproszczonej treści, która przez swoje skondensowanie jest niekiedy uderzająca, niekiedy drażniąca trywializacją lub wulgaryzacją. Nie ma tu zbędnych ozdobników, ale można się dopatrywać – czasem irytujących – zabiegów perswazyjnych. Tak czy inaczej, Jelinek wali młotkiem po głowie, choć Pianistka jest łagodniejsza formalnie niż inne powieści tej autorki.

    Na podstawie takiej książki Michael Haneke zrobił film, który wiernie podąża za swoim literackim pierwowzorem. Mnie osobiście w tym filmie ujęło zrozumienie dla bohaterki, reżyserska empatia. Haneke stara się zrozumieć, nie ocenić, co wcale nie oznacza przemilczeć lub usprawiedliwić. Ta czynność lojalnie została pozostawiona widzom.

    Erika KohutHaneke ograniczył się do sfilmowania książki i odniósł sukces. Nic tu nie jest przeinterpretowane ani „twórczo przetworzone”. Film jest tak samo przejmujący, lub według innych bulwersujący, jak literatura Jelinek. Materia filmowa jest jednak z natury swojej łatwiej przyswajalna stąd obraz ogląda się gładziej niż czyta książkę. Poza tym, w przeciwieństwie do Jelinek, Haneke nie próbował żadnych eksperymentów formalnych, po prostu opowiedział historię trochę wzruszającą, trochę wstrząsającą, trochę bulwersującą. Ale nie ma tu przemilczeń, zaokrągleń ani wygładzeń. Pianistka na ekranie daje dobre pojęcie, co się znajduje na papierze. Do filmu nie ma żadnego innego klucza interpretacyjnego niż do powieści.

    Finalna ocena: Pianistka książka 8/10, Pianistka film 9/10, oczywiście pod warunkiem wzięcia pod uwagę zastrzeżenia, że nie jest to lektura dla każdego.

  • Książki

    Elfriede Jelinek, Amatorki

     okładka

    Jedno jest pewne – lektura tej książki nikogo nie pozostawi obojętnym.

    W warstwie fabularnej jest to równolegle, porównawczo prowadzona historia dwóch młodych i prostych kobiet, Brigitte i Pauli, których losy stykają się w fabryce biustonoszy, gdzie obie są szwaczkami, obie zakochują się w facetach, obie wychodzą za mąż, jedna z sukcesem, druga kończy klęską.

    Ale to nie fabuła jest u Jelinek najważniejsza. Czytelnika wali między oczy jej wizja świata, a w przypadku Amatorek, wizja stosunków damsko-męskich. Mężczyźni to u niej prymitywne buhaje, damscy bokserzy, używający przemocy zwłaszcza w odniesieniu do swoich żon, które traktują jak niewolnice. A poza tym, to pijacy żyjący w świecie piwa i w ogóle – prymitywy. Co do kobiet, to ich ocena nie jest jednoznaczna. Na pewno są ofiarami samczej agresji, ale podskórnie czujemy, że ma do nich pretensje, bo mają to, na co zasługują, bo same pragną miłości, podszytej przecież pewnym podporządkowaniem, same rezygnują z własnych autonomicznych aspiracji na rzecz poświęcenia się dla rodziny i tego odrażającego męża. Chcą być kurami domowymi.., to są. Brigitte odnosi w swoim mniemaniu sukces, ale jaki to sukces? Tyra na rzecz męża, rodzi dzieci, znajduje radość w drobnomieszczańskiej, małej stabilizacji. Wydaje się, że kiedy Jelinek mówi, że Brigitte odniosła sukces, w istocie ironizuje: osiągnęła to, co sobie założyła i ma to, co chciała, ale przecież, jakie to jest życie, z czego tu być zadowolonym? I odwrotnie Paula odniosła porażkę, ale w którymś momencie zawalczyła o swoją samodzielność finansowo-życiową próbując osiągnąć ją poprzez prostytucję (bo co innego mogła zrobić). Została złamana, skrzydła jej podcięto, ale chociaż walczyła.

    Tu dochodzimy do kluczowego pytania: czy Elfriede Jelinek przedstawia uniwersalną diagnozę społeczną, szuka prawidłowości, uogólnia doświadczenie austriackich kobiet, czy też opisuje patologię, zaburzenie powszechnych norm i kompletne osobowościowe wypłycenie, którego nośnikami są bohaterowie Amatorek. Od odpowiedzi na to pytanie zależy, czy potraktujemy Jelinek, jako narwaną psychopatkę, bo przecież każdy normalny człowiek rozumie, że jej diagnoza jest drastycznie jednostronna i kompletnie nie zrównoważona; czy też zobaczymy w niej, być może nadwrażliwą, ale przenikliwą obserwatorkę ludzkiej rzeczywistości przestrzegającą przed niszczącymi ją patologiami, bo w istocie słowa patologia zawiera się przecież jej wyjątkowość w opozycji do stanu normalnego.

    Mam poważną obawę, że prawdziwa jest pierwsza odpowiedź. Zresztą sama Jelinek nie kryje, że literatura odzwierciedla jej stany depresyjne i lękowe, a pisarstwo pozwala jej odreagować emocje, z którymi inaczej sobie nie radzi. Rozumiemy zatem, że jej pisarstwu daleko do zrównoważenia i jakiegokolwiek namysłu.

    Mimo wszystko, jednak, to literatura dużego formatu, zapewne nieobiektywna i w dziwny sposób pokręcona, ale – być może dlatego, że pisana „z trzewi” – na swój depresyjny sposób prawdziwa, nie pozostawiająca obojętnym. Na pewno nie można dać się Jelinek uwodzić, „wchodzić w jej buty”, patrzeć na świat jej oczyma, bo po prostu są to oczy chore (co sama w wywiadach przyznaje).

    Na pewno warto Amatorki czytać, aby rozumieć ten specyficzny ogląd świata, zrozumieć, jak działa ten wykoślawiający obiektyw. W tej przesadzie płynącej z nadwrażliwości jest jednak Jelinek prawdziwa. To ważne. Biorąc powyższe pod uwagę, zdumiewa mnie, że znane i szanowane przeze mnie blogi literackie tworzone przez kobiety Jelinek najczęściej pomijają. Dlaczego? Jej pisarstwo warte jest dyskusji i warte skonfrontowania się z nim.

    Specjalne podziękowania dla Biblioteki Publicznej w Podkowie Leśnej, która na wyrażoną chęć przeczytania kilku książek Jelinek, zakupiła ich cały komplet, umożliwiając swobodne z nich korzystanie i stworzyła warunki do rozległej przygody z pisarstwem Ellfriedy Jelinek. Dzięki i szacunek

  • Film

    Biała wstążka

    Biała wstążka Michaela Haneke robi wrażenie i to tym większe, że film jest realistyczny, nawet naturalistyczny, bez upiększeń i przerysowań.

    W austriackiej (niemieckiej?) wsi dzieją rzeczy straszne: powieszono i wysieczono rózgami dziecko, lekarz uległ wypadkowi po tym, jak rozciągnięto stalową linkę o którą przewrócił się koń, niepełnosprawnego, choć powszechnie lubianego synka akuszerki, przywiązano do drzewa i tak pobito, że ledwie przeżył.

    Dzieci śpiewają w kościeleParadoksalnie to jednak nie te wydarzenia wprowadzają widza w stan totalnego przygnębienia, ale to co się spoza nich wyłania. Każda rodzina, którą oglądamy na ekranie jest dotknięta ciężką patologią. Oto lekarz okazuje się mieć kazirodcze relacje ze swoją córką i jednocześnie jest tępym chamem wobec otaczających go kobiet. Pastor wobec swoich dzieci jest tak zimnym tyranem, że jego odpowiednik z bergmanowskiego Funny i Aleksander jawi się jako człowiek umiarkowany. Młoda baronowa opuszcza swego męża, bo nie może znieść ciężkiej, dławiącej atmosfery. Wszyscy są nieszczęśliwi, przyduszeni ze swoimi pragnieniami, niespełnieni.

    Syn pastoraZagadka kryminalna, kto dokonał tych haniebnych czynów pozostaje nierozwikłana, bo też nie o to chodzi reżyserowi. Na pewno jakiś związek z tym wydarzeniami mają dzieci, które są zawsze obecne w okolicy tych bulwersujących wydarzeń. Wydaje się, że to one są kluczem do zrozumienia przesłania tego filmu. To dzieci właśnie są głównymi ofiarami duszącej atmosfery spowijającej wioskę. I nie są w stanie znosić wszechogarniającej hipokryzji i wychowawczego terroru. Na swój sposób, dziwaczny i nieoczekiwany, buntują się. Traumy rodzinne wykoślawiają ich charakter i prowadzą do zdumiewających zachowań.

    Na początku filmu narrator mówi, że opisze wydarzenia, które pozwolą zrozumieć „parę spraw w naszym kraju.” Oczywiście główną sprawą w ich kraju był nazizm i ludobójstwo, z którym właśnie współcześni twórcy próbują się zmierzyć (głównie w literaturze, np. Arno Geiger w powieści U nas wszystko dobrze). Celem Hanekego jest diagnoza społeczna, jak w jego kraju mogła się zdarzyć historia z Hitlerem w roli głównej, mającym przecież niemałe poparcie społeczne.

    Haneke wydaje się mówić: to owe dzieci w dzieciństwie tak źle traktowane, pozbawione szans na indywidualność, w dorosłym życiu są materiałem na zabójców spod znaku trupiej główki. Dokonuje dość przekonywającej wiwisekcji życia jednej małej społeczności, aby dowiedzieć się, co takiego stało się w historii, że Austriacy, jego współplemieńcy, stali się podatni na ukąszenie totalitaryzmem. Film jest doskonały, ale czy stojąca za nim diagnoza społeczna jest prawdziwa? Nie sposób od tego pytania uciec, chowając się za oczywistymi przymiotami tego filmu.

    W sensie dosłownym z tezą tego filmu zgodzić się nie sposób. Totalitaryzm pojawiał się w różnych krajach pod różnym flagami i przede wszystkim w odmiennych kontekstach kulturowych. Włochy miały zupełnie inną rzeczywistą społeczną niż Rosja i jeszcze inną niż Niemcy lub Austro-Wegry. Zatem teza, że szczególna sytuacja kulturowa w krajach niemieckojęzycznych miała tu decydujące znaczenie nie wytrzymuje konfrontacji z podstawową faktografią historyczną. Natomiast rzeczywiście może być dobrym tłumaczeniem – i być może o to chodziło Hanekemu – motywacji pojedynczych ludzi przyłączających się do ruchu faszystowskiego. I chyba rzeczywiście, ludzie pozbawieni dobrego kontekstu rodzinnego, stłamszeni, bez szans na normalny rozwój osobowości byli podatni na sensy oferowane przez ruchy faszystowskie.

    Tytułowa biała wstążka jest zakładana dzieciom pastora, jako symbol ich niewinności.W rzeczywistości jest symbolem zakłamania, bo też jaką niewinność reprezentuje sobą ów pastor i co proponuje swoim dzieciom. Dyscyplinę, kary cielesne, wiązanie do łóżka, tłamszenie osobistych aspiracji i jakiejkolwiek indywidualności – czy to są wartości, które może symbolizować biała wstązka? W istocie jest ona złamanym symbolem, totalitarnym oszustwem, bowiem każe dzieciom przypominać o niewinności, ale tak naprawdę przypomina o zniewoleniu.