W lepszym świecie
Film stawia kwestię używania przemocy w rozwiązywaniu problemów, jakie w życiu napotykają bohaterowie. Zaczyna się od tego, że Elias, mały chłopiec, jest w szkole systematycznie prześladowany i w pokorze znosi ten stan. Cierpliwie odprowadza rower do domu – jechać na nim nie sposób, bo nie tylko spuszczono mu powietrze z kół, ale także wyjęto wentyle. Nauczyciele bagatelizują problem, rodzice szukają „konstruktywnych” rozwiązań, Elias jest nadal dręczony. Sprawy wziął w swoje ręce Christian, przyjaciel Eliasa, który, wykorzystując czynnik zaskoczenia, zwyczajnie spuścił łomot przywódcy szajki. Na poziomie spraw szkolnych problem uległ rozwiązaniu. Przywódca bandy się wycofał napotykając opór, Elias może normalnie funkcjonować.
Gdyby w tym momencie reżyserka się zatrzymała, powstałby fascynujący film, idący w poprzek uświęconych przekonań na temat szkoły. Bo oto okazało się, że współczesna szkoła, której zabrano narzędzia skutecznego oddziaływania na uczniów, zwłaszcza tych groźnych dla otoczenia, jest zupełnie bezradna w sprawach „ostrych”. Umiejętność wzięcia przez uczniów sprawy w swoje ręce, poddanie się naturalnym odruchom dorastających chłopców, jest jakimś wyjściem, przy okazji obnażającym nieskuteczność współczesnych metod pedagogicznych. Nie pochwalam przemocy w żadnym przypadku, ale przedstawienie wiarygodnej psychologicznie historii mogłoby mieć wartość samą w sobie, niezależnie od tego, jak ją oceniać w szerszym kontekście.
Taka konstatacja w Skandynawii byłaby jednak nie do pomyślenia, zatem reżyserka wiedziona manią manifestowania poprawności opowieść snuje dalej, wplątuje w nią świat dorosłych i prowadzi do nieuchronnej w tym kontekście pointy, że przemoc jest czymś ohydnym i „prowadzi do wojny” (co kilka razy powtarzają jak mantrę bohaterowie). Rozwiązania siłowe, nawet w obronie własnej, ulegają skutecznemu skompromitowaniu. Trzeba zresztą przyznać, że narracja jest poprowadzona w sposób przekonujący, a ideologiczne uproszczenia nie przeszkadzają w szczerym przejęciu się losami bohaterów.
Filmowi dodaje atrakcyjności wątek afrykański. Mianowicie główny bohater pozytywny, dorosły nadstawiający drugi policzek, ojciec Eliasa, jest lekarzem w obozie uchodźców na terenie Czarnej Afryki. Spotyka się tam z sytuacjami etycznie granicznymi i również próbuje stosować zasadę „bez przemocy”. Idzie trudno, jego wybory nie są już tak jednoznaczne, a postawa daleka od spójności. Nie dziwię się, że jego czarny współpracownik mówi „jest Pan dziwnym człowiekiem” i nie potrafi zrozumieć jego zachowania.
Mimo poprawnościowej namolności w zakończeniu filmu, oceniam go dość wysoko, zwłaszcza za pozostawienie niedopowiedzenia w zakresie sytuacji w szkole. Ostatecznie jednak, zamiast radykalnej tezy, zmuszającej wszystkich do zajęcia stanowiska, film prowadzi do banalnej pointy, z którą wszyscy i tak się zgadzają. Nie bardzo rozumiem, za co ten obraz dostał Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Może teraz taki czas, że trzeba opowiadać powszechnie akceptowany banały. Mimo wszystko 8/10.
W lepszym świecie, reż. Susanne Bier, Dania, Szwecja 2010