Wrzesień 1939 roku na Śląsku
Dawno nie czytałem tak frapującej książki historycznej. Omawiana tu pozycja to lekko zbeletryzowana opowieść o walkach, które toczyły się przez trzy pierwsze dni wrześniowe na Śląsku, a dokładnie na Górnym Śląsku. Za jego obronę była odpowiedzialna Grupa Operacyjna „Śląsk” pod dowództwem gen. Jana Jagmina-Sadowskiego. Czytelnik może oglądać tę skomplikowaną, rozpisaną na wiele pojedynczych potyczek historię oczami generała Sadowskiego. To wspaniały zabieg bardzo ułatwiający przyswojenie wszystkich, niekiedy złożonych zagadnień. Czyta się książkę z przyjemnością, a co niemniej ważne, z dużym zaangażowaniem emocjonalnym. Kilkukrotnie w czasie lektury musiałem wstać, zapalić papierosa, wypić kawę i ochłonąć, bo nie mogłem spokojnie czytać. Jak mawia młodzież – książka „mega wkręca”, ten kolokwializm jest tu zdecydowanie na miejscu.
Dla zainteresowanych historią walk wrześniowych lektura ta jest szczególnie cenna, bowiem połapać się w tym morzu skomplikowanych szczegółowych jest naprawdę trudno. Normalnie w skład Grupy Operacyjnej wchodziły dwie wielkie jednostki, trochę oddziałów pozadywizyjnych, z marginalną rolą batalionów Obrony Narodowej. Na Śląsku wszystko było inaczej. Co prawda rzeczywiście gen. Jagmin Sadowski rozporządzał dwiema dywizjami piechoty, a to 23. katowicką i 55. rezerwową. Ale to tylko mylące nazwy. 55 DP rez. składała się wyłącznie z lokalnych batalionów Obrony Narodowej, które na Górnym Śląsku, inaczej niż w innych rejonach kraju, zostały zmobilizowane do stanu pełnych batalionów rezerwowych. Z kolei pułki 23 DP wystawiały także czwarte bataliony, które po wybuchy wojny weszły w skład Oddziału Warownego. Oprócz tego istniał także batalion forteczny „Mikołów”, który tak naprawdę miał siłę pułku. Na dodatek w stanie na 1 września ugrupowanie bojowe wojsk polskich było niewąsko przemieszane i bataliony jednej dywizji były rozrzucone po całym terenie Śląska. Wszystko to razem decydowało o unikalnym, nietypowym charakterze wojsk broniących Śląska. Dzięki książce Jana Zielińskiego można sobie to wszystko wyobrazić.
Ze Śląskiem wiąże się także poważna kontrowersja, która przez lata miała dzielić głównych uczestników wydarzeń. Chodzi mianowicie o decyzję gen. Szyllinga, dowódcy Armii „Kraków” o wycofaniu się ze Śląska w już w nocy z 2 na 3 września i porzuceniu całkiem rozległych fortyfikacji. Decyzję tę krytykował w swoich późniejszych wspomnieniach gen. Sadowski, podobnie jak wielu komentatorów, na przykład płk Porwit. Właśnie to postanowienie jest emocjonalną osią książki i od razu powiem, że autor rozumie, a nawet uzasadnia i tłumaczy trudną decyzję gen. Szyllinga. Smutek z porzucania skutecznie bronionego Śląska jednak pozostał. W tym kontekście tytuł książki Żołnierz nie odszedł bez walki… staje się zrozumiały.
Gwoli wyjaśnienie wspomnianej kontrowersji dotyczącej ewakuacji całej Armii Kraków, dopowiedzmy tylko, że jej determinantą było zagrożenie podwójnego oskrzydlenia: od północy po rozbiciu 7 DP i utracie kontaktu z Armią „Łódź” i od południa, gdzie 10 BK płk. Maczka wraz z pułkiem KOP powstrzymywała cały niemiecki korpus pancerny.
Do zasadniczych zalet książki należą szkice sytuacyjne wykonane przez gen, Sadowskiego, bardzo ułatwiają orientację i pomagają zlokalizować mniejsze oddziały.
Jest to jedna z najciekawszych książek poświęconych wrześniowi 1939. Mimo zbeletryzowanej formy niesie spory ładunek wiedzy szczegółowej, bo Jan Zieliński należy do najlepszych znawców tej tematyki i jest godny zaufania nawet jeżeli nadał książce formę popularną, 10/10
Jan Zieliński, Żołnierz nie odszedł bez walki…, Wydawnictwo Śląsk, Katowice 1981