Estonia, komunizm, wywózki
Bieg spraw życiowych sprawił, że po raz pierwszy od wielu lat mam możliwość uczestniczyć w pokazach Warszawskiego Festiwalu Filmowego. To instytucja, która bardzo cenię i lubię, jeśli tylko czas pozwala to biegnę na kilka filmów. O kilku z nich postaram się napisać. Zaczynam od estońskiego obrazu Na skrzyżowaniu wiatrów (In the Crosswind).
Film porusza klasyczny temat martyrologiczny, mianowicie wywózki na Syberię. W Polsce takie tematy bardzo, bardzo słabo się przebijają, zawsze rozlega się chór krzyczący, że mamy dość martyrologii i filmów bogoojczyźnianych. Argument, że takich filmów prawie nie ma, że powstaje jeden na kilka lat, bynajmniej krzykaczy nie płoszy. Walczą zatem ze swoimi kompleksami, a nie z realnymi wydarzeniami. Syberiada polska była wyjątkiem i to na dodatek średnio udanym.
Bardzo mnie ciekawiło, jak z tematem poradzą się Estończycy, mały naród, mały kraj, trzydziestokrotnie mniejszy od Polski, zatem nie dorównujący wielkością naszemu województwu. Ma to pewne znaczenie. Skoro w Polsce trudno jest zdobyć kilka milionów na film, zwłaszcza taki mało poprawny, siłą rzeczy w Estonii trudność musi być trzydzieści razy większa. Poza tym, w kraju, gdzie nie ma normalnej pełnowymiarowej produkcji filmowej, jak robić raz na jakiś czas dobry film? A przypominam, że na Warszawskim Festiwalu Filmowym w 2007 roku nagrodę Jury dostał estoński film Klasa. Można zatem nawet w malutkim kraju robić wielkie filmy.
Wracając do głównego wątku. Najbardziej mnie ciekawiło, jaką formą dla filmu wybierze reżyser: klasyczną, nowatorską, awangardową (to bliskie kinu skandynawskiemu, do którego przynależy Estonia). Poza tym musieli się liczyć z ograniczeniami budżetowymi i – prawdopodobnie – brakiem profesjonalnego środowiska filmowego.
Po zakończeniu projekcji wyszedłem naprawdę poruszony. Przede wszystkim forma. Reżyser wymyślił coś niebywałego. Scenariusz oparł o listy Erny, kobiety wywiezionej wraz z dzieckiem na Syberię. Adresowane były one do męża, nie wiemy, czy były wysłane, najpewniej nie. Są jednak literacko piękne. Krótkie, poetyckie, dramatyczne w swojej lakoniczności. Ilustracją do nich są zatrzymane obrazy. Widzimy na przykład scenę z wyrębu lasu. Mnóstwo ludzi, zesłańcy, rosyjscy cywile, sągi drzewa – wszystko zastygłe, bez ruchu, w pół gestu. W ruchu jest tylko kamera, pokazująca poszczególne osoby z różnych stron, zaglądająca za ścięte drzewa, powoli myszkująca pomiędzy wszystkimi elementami sceny. Zaglądająca do domu, a w domu do pokoju, tu też ludzie w bezruchu, możemy ich dokładnie, niespiesznie obejrzeć. Ludzie w tej konwencji są jakby poważniejsi, bardziej posągowi. To fenomenalny pomysł. Jak to wygląda, można zobaczyć tutaj.
Odejście od klasycznej narracji i klasycznie pokazywanej fabuły pozwala na nowo spojrzeć na dramat deportowanych. A jest tu co oglądać. Sowieccy żołnierze wdzierają się w życie szczęśliwej rodziny. Jest 14 czerwca 1941. Wojna, która za chwilę wybuchnie, niczego nie cofnie. Z tobołkiem w ręce załadowują do wagonów. W wagonie Erny upychają 51 osób, żywych wysiada na Syberii o dziesięć mniej. Straszne. A później jest jeszcze gorzej. Trudno pisać. Córeczka umiera, kierownik kołchozu gwałci Ernę. Ostatecznie jednak przeżyła. Po odwilży wróciła do Estonii i znów napisała do męża. On jednak jeszcze w 1941 r. też wysłał do niej list, w którym napisał, że ma stanąć przed sądem i szczerze dodawał, że spodziewa się śmierci, jaka już dotknęła jego towarzyszy. Starał się też dodać jej otuchy pisząc, że kiedyś spotkają się, on jako wiatr ze wschodu, ona wiatr z zachodu. W pewnym sensie tym spotkaniem jest ten film, Na skrzyżowaniu wiatrów. Rzeczywiście tu spotkały się ich listy, ich ból, ich miłość.
Reżyser filmu zasługuje na uznanie, rzeczywiście stworzył obraz zapadający w pamięć, niemożliwy do podrobienia, naraz plastyczny (kino obrazów), literacki (wszystko dookoła pięknych listów) oryginalny. W mojej ocenie 10/10. Rzadka ocena wśród filmów.
Na koniec jeszcze refleksja historyczna. Wywózki, zesłania, aresztowania sowieckie stanowiły dla małych narodów bałtyckich straszliwy cios. Wywieziono blisko 600 tys. ludzi spośród ok 6 mln mieszkańców. To pachnie czystką etniczną i zagładą. Dodatkowy plus ma u mnie reżyser za napisy końcowe, w których te wszystkie represje deportacyjne, łagrowe i więzienne nazwał sowieckim Holocaustem. Jasne nazwanie tych spraw po imieniu jest rzadkie, a przez to szczególnie cenne. Szacunek.
PS Film dostał nagrodę Jury Ekumenicznego. Bardzo się cieszę, gratuluję, to naprawdę ważny obraz. Mam nadzieję, że pojawi się w Polsce w kinach studyjnych.
Na skrzyżowaniu wiatrów (In the Crosswind), reż. Martti Helde, Estonia 2014