Toskania, moja miłość
Ciągle było żal porzuconego blogu. Zatem z jakiejś bliżej niezidentyfikowanej potrzeby przywracam go do życia.
Zaczynam niezobowiązująco od fotograficznego podsumowania rodzinnego objazdu po Toskanii. Wybrałem po jednym, dwa zdjęcia z każdego odwiedzonego miasta. Daje to autorski obraz najciekawszych rzeczy w Toskanii.
Zanim do Toskanii dojechaliśmy, na jeden dzień zatrzymaliśmy się w Wenecji. Tutaj nie sposób być oryginalnym. Wybrałem Pałac Dożów. Co prawda pochodzi on z X wieku, ale sala ze zdjęcia (Sala delle Quattro Porte) wystrój zawdzięcza sztuce XVI wieku, choć najpóźniejszy obraz Tiepola pochodzi z połowy wieku XVIII. Po prostu bajka. W ogóle Pałac Dożów można zwiedzać przez tydzień próbując porozwiązywać wszystkie zagadki ikonograficzne i napawać się nieprawdopodobnym kunsztem architektonicznym i malarskim.
Później był objazd po mniejszych miejscowościach Toskanii. Zaczęliśmy go od opactwa Monte Olivetto Maggiore. Słówko „maggiore” w nazwie jest jak najbardziej zasadne, bowiem jest to największy klasztor w Toskanii. Mieszkają tam z dawien dawna i dziś także biali benedyktyni. Na zdjęciu wirydarz.
Kolejne miejsce to mało znany klasztor Sant’Antimo. Piękna, stara, romańska budowla powstała przy szlaku pielgrzymkowym Via Francigena. Ponieważ klasztor i kościół są na tyle mało znane, że nie występują nawet w obszernych przewodnikach, pokazuję dwa zdjęcia. Najpierw kościół, którego najstarsza część pochodzi z IX wieku. Na kolejnym kapitel przedstawiający Daniela w jaskini lwów.
A tutaj kolegiata w San Quirico d’Orcia. Zafascynowały mnie te zawiązane na supeł kolumny
Pienza jest miastem stworzonym przez papieża Piusa II jako idealne miasto renesansowe. Wszystkie prace budowlane zostały zakończone w trzy lata! Koszty były bajońskie, ale udało się zdążyć. Warto polecić to tempo refleksji współczesnych polityków. Fotka pokazuje, że założenie było ogromne, a jednak zdążyć się udało
W pięknym, malowniczo położonym miasteczku Montepulciano zdumiewa do dzisiaj katedra z nieskończoną elewacją. Ciekawe, że później nikogo nie korciło, aby coś poprawić czy dobudować.
Kościoły z Lukki trudno zapomnieć. Dla mnie najbardziej charakterystyczny był kościół San Michele in Foro. Pokazuję zarówno cała fasadę, jak i detal.
Cóż można wybrać z Pizy? Zdecydowałem się na fasadę katedry, jej oryginalne wezwanie brzmi tak ładnie, że się nim posłużę Duomo di Santa Maria Assunta. Z zdjęcie zostało zrobione z górnego obejścia baptysterium. A oprócz tego ambona autorstwa Giovanni Pisano. Rodzina Pisanów stworzyła kanon rzeźby renesansowej. Ich prace są upojne.
Volterra uchodzi za miasto Etrusków i alabastru. Zatem pokazuję nagrobek z Muzeum Etrusków i oryginalną rzeźbę z Muzeum Alabastru.
Z Florencji można by pokazać kilkadziesiąt zdjęć. Skoro muszę zdecydować, to wybieram fasadę katedry Santa Maria del Fiore. Jako ciekawostkę pokazuję widok niejako z odwrotnej strony. Tak widać tyły fasady z kopuły katedry, na którą udało się wspiąć. Przy okazji to także fragment panoramy Florencji.
Trafiliśmy też do pięknego miasteczka Montereggioni, w którym czas się zatrzymał i wszystko zostało tak, jak w średniowieczu wybudowano.
San Gimignano uchodzi za średniowieczny Manhattan, z powodu lasu wysokich wież, jakie wtedy wybudowano. Dla mnie co najmniej równie ciekawe jest pozostawienie oryginalnej, kompletnej zabudowy średniowiecznej. To stosunkowo duże miasto pozostało w stanie niezmienionym, nie spaprane późniejszymi przebudowami. Robi wrażenie. Plus najlepsze lody we Włoszech.
Ze Sieną jest tak samo, jak z Florencją, można wybrać mnóstwo obiektów wartych przedstawienia. Tak samo, jak we Florencji, wybieram fasadę katedry. Dodatkowo zamieszczam powiększenie kolumienek; pokazuje ono troskę o detal, zróżnicowanie, bogactwo, a także dwubarwność tej architektury.
I to prawie koniec. W drodze powrotnej jeszcze wizyta w Rawennie. Tutaj najpiękniejsze dla mnie było Mauzoleum Galli Placidii Warto tylko nadmienić, że jest ono szczytowym wytworem sztuki rzymskiej, nie bizantyjskiej, jak uporczywie wielu twierdzi. Poza tym pokazuję już znacznie mniej finezyjne mozaiki z San Apolinare Nuovo, przywołane tutaj tylko z powodu jednego maleńkiego detalu. Proszę zwrócić uwagę, że bez żadnej przyczyny na kolumnie znajduje się ręka. Jest to ślad po wcześniejszych postaciach z czasów Teodoryka, które po podboju Rawenny przez Bizantyjczyków zostały usunięte, cos niecoś jednak pozostało.
A w takim domu mieszkaliśmy. Oryginał z XIX wieku.
I to już koniec włoskiego wypadu, dalej już tylko żmudna droga z przystankiem pod Wiedniem u naszej przeuroczej rodziny.
O secesji we Wrocławiu, Poznaniu i Paryżu
Przy okazji wakacji nadrabiam recenzenckie zaległości i przedstawiam oraz bardzo zachęcam do przeczytania, a jeszcze lepiej do posiadania kilku nadzwyczaj wartościowych książek rozszerzających naszą wiedzę o secesji w poszczególnych miastach. Trochę upłynęło od ich wydania, ale wszystkie polskie są jeszcze dostępne, warto je przypomnieć, bo nie miały za wielu recenzji, prawie ich nie ma na blogach, nawet w BiblioNETce nie miały ani jednej oceny. A książki są przednie i warto się nimi zainteresować.
Wrocław
Najpiękniejsza polska książka, jaką miałem w ręku w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Z ogromną pieczołowitością Leszek Szurkowski wykonał fotografie, a później skomponował z nich niezwykły album. Na dodatek udało mu się połączyć walory artystyczne z rzetelnością i dokładnością w prezentowaniu tej fascynującej architektury.
We Wrocławiu secesja nie rzuca się w oczy. Może dlatego, że tak niewiele jej pozostało, może dlatego, że najczęściej nie jest to czysta, klasyczna art nouveau, ale zwykle pomieszana z wpływami neobarokowymi. Jakby nie było, dzięki tej książce została przywrócona powszechnej świadomości, mojej osobistej zresztą również. Wielokrotnie zwiedzałem Wrocław, ale dopiero dzięki albumowi dostrzegłem piękno tej architektury.
Żeby uświadomić czytelnikom wielkość przedsięwzięcia, informuję, że składa się na nie blisko 800 ilustracji i fotografii. To gigantyczny materiał, taka rozległość i szczegółowość materiału fotograficznego jest rzadka w polskich książkach. Tym bardziej warte jest to docenienia, że obok fotografii obiektów występują również archiwalne plany, ryciny i kartki pocztowe, przenoszące odbiorcę w czasy, kiedy ta architektura powstawała.
Jestem również pod wrażeniem szaty graficznej, nie tylko pięknej, naprawdę smacznej, ale też przejrzystej i ułatwiającej odbiór bardzo przecież obszernego materiału. Ponadto układ książki jest bardzo życzliwy dla tych, którzy tak jak ja, traktuję tego typu książki, jako materiał wspomagający zwiedzanie, otwierający oczy na detale, wyposażający w wiedzę na temat oglądanego właśnie obiektu. Poszczególne realizacje są ułożone w ciągi, według klucza geograficznego, czyli można przejść daną ulicą, przekładając kolejne kartki wraz z mijanymi obiektami. To bardzo, bardzo, ułatwia korzystanie z tego albumu. Na dodatek książce towarzyszy bardzo smaczna strona internetowa, dająca przedsmak tego, co w niej możemy znaleźć.
Przy tej objętości książki, trochę trudno generować dodatkowe oczekiwania czy pretensje, że czegoś brakuje. Jedną rzecz muszę jednak wskazać – informacje poświęcone kolejnym obiektom są za krótkie, za lakoniczne. Chciałoby się więcej treści. Twórca koncepcji książki, Leszek Szurkowski, założył jednak, że wszystkie teksty są trójjęzyczne, co chyba było błędem. W każdym razie album nie był nigdy reklamowany po niemiecku, a sądząc z przyjęcia takiego układu treści, Niemcy powinni być takimi samymi jego odbiorcami, jak Polacy. Nie zmienia to jednak bardzo wysokiej oceny książki. Finalnie 10/10 i inaczej być nie może.
Leszek Szurkowski, Barbara Banaś, Secesja w architekturze Wrocławia, Co-Liber, Wrocław 2009.
Poznań
Album poświęcony poznańskiej secesji to zupełnie inny typ publikacji. Zorganizowany jest wokół poszczególnych twórców. Ma w związku z tym charakter quasi-naukowy. Refleksje prof. Jana Skuratowicza poświęcone są poszczególnym pracowniom, ich cechom charakterystycznym, rozwojowi, zależnościom. Dominują zdjęcia, ale artystycznie to nie jest ta klasa, co album dedykowany Wrocławiowi. Z drugiej strony informacyjnie jest to książka bogatsza.
Dzięki niej można się przekonać, że Poznań ma bardzo bogatą secesyjną przeszłość. Wiele kamienic prezentuje poziom przeciętny, z dekoracją wielostylową, jedynie z elementami wystroju secesyjnego. Sporo jest jednak naprawdę oryginalnych realizacji. Wiele obiektów wykorzystuje, co rzadkie, drewno oraz cegłę, jako elementy wykończeniowe. Bodaj najciekawszy jest zespół kamienic przy ulicy Roosvelta, w niektórych zachowały się nawet witraże w klatkach schodowych (naocznie to sprawdziłem). Nie może zatem dziwić, że to właśnie miejsce (Roosvelta 5) Musierowicz wybrała na gniazdo rodowe rodziny Borejków. W takim miejscu musi się żyć ciekawiej, niż gdzie indziej, a w każdym razie tak powinno się wydawać czytelnikom. Piękno, historyczne korzenie jednak oddziałują na człowieka. Poznaniacy na pewno czuli ten smaczek, pozostali, dzięki książce Skuratowicza , mogą go docenić, a nawet świadomie miejsce odwiedzić, co usilnie polecam.
Książka ma jeden poważny feler. Jest nim brak indeksu omawianych obiektów, brak nawet mapy z ich umiejscowieniem. Bardzo to utrudnia korzystanie z niej, a efekt był taki, że stojąc przed wspomnianą kamienicą na Roosvelta 5, nerwowo kartkowałem grube, albumowe tomiszcze szukając, przy jakim to architekcie szanowny autor umieścił tę kamienicę. Dla mnie jest to brak niewybaczalny. Wydawca, który nie myśli o czytelniku powinien się czerwienić. Zatem finalnie tylko 9/10.
Jan Skuratowicz, Magdalena Adamczewska, Piotr Walichnowski, Secesja w Poznaniu, Wydawnictwo Miejskie, Poznań 2000.
Paryż
W porównaniu do polskich przejawów zainteresowania architekturą secesyjną w poszczególnych miastach jest to książeczka niewielka, bez ambicji artystycznych towarzyszących wydawnictwom albumowym. Natomiast zakres treściowy książki jest zupełnie wystarczający, aby mieć wsparcie w zapoznaniu się z secesją w wymiarze paryskim. O ile potrafię się zorientować, wszystkie istotne obiekty zostały uwzględnione, podstawowe informacje o projektancie podane, opinie o artystycznej specyfice obiektu zamieszczone, zdjęcia detali opublikowane. Czegóż można chcieć więcej?
Na dodatek obiekty są pogrupowane w ramach poszczególnych dzielnic Paryża, co ułatwia ich odszukanie w terenie i potraktowanie książki jako wspomagającego przewodnika. Istnieją nawet mapki tych dzielnic.
Paris. Art nouveau dostałem w prezencie, jako podzielenie się zwiedzaniowymi atrakcjami Paryża. Doceniłem i dziękuję.
Janine Casavecchie, Gilles Targat, Paris. Art nouveau, Éditions du Chêne, Paris 2009.
Na zakończenie przeglądu książek o secesji chcę jeszcze zwrócić uwagę, na jedno super ciekawe zjawisko, tym razem nie książkowe. Jest nim Wirtualne muzeum secesji, a w nim szczególnie polecam zakładkę „Podróż”. Naprawdę warto.
Wyprawa na Sycylię
W weekend majowy udało się wykonać wraz ż żoną kilkudniowy wypad na Sycylię. Odwiedziliśmy Palermo, Monreale, Cefalú, Ennę, Etnę, Taorminę, Katanię, Syrakuzy, Noto i Piazza Armerinę.
Palermo
Pierwsze zdjęcie, jakie zrobiliśmy na Sycylii to Porta Nuova, czyli Brama Karola V (z XVI wieku), która na północnej fasadzie przedstawia symbole ludów podbitych przez Habsburgów.
Oprócz tego w Palermo najciekawsze były: Capella Palatina w Palazzo dei Normani i kościoły San Cataldo i San Giuseppe dei Teatini.
Palazzo dei Normani pochodzi z XII wieku, zbudowany został przez Rogera II, z wykorzystaniem wcześniejszego zamku Saracenów. Później był wielokrotnie przebudowywany i powiększany. Z zewnątrz stanowi zlepek wszystkich możliwych stylów, przegląd epok i pomysłów budowlanych.
W jego wnętrzu mieści się przepiękna Capella Palatina. W jej wystroju widać znaczenie wpływów arabskich, bo jeszcze wtedy muzułmańscy rzemieślnicy działali na Sycylii. Zatem można powiedzieć, że to sztuka chrześcijańska w treści, ale w znacznym stopniu arabska w formie. Oczywiście wiele mozaik ma charakter bizantyjski, bo Sycylia w owym czasie ulegała też wpływom Konstantynopola.
Największe jednak wrażenie zrobił na mnie strop. Niestety zdjęcie nie ukazuje jego całej finezji – mięsistości dekoracji, stalaktytowych podwieszeń czy gwiaździstych kasetonów.
Kościół San Cataldo pochodzi z tego samego okresu, z XII wieku. Fundacja jest dużo skromniejsza, ale pokazuje jaka sztuka wtedy dominowała. Warto zwrócić uwagę, jak charakterystyczne czerwone kopuły wyglądają od wewnątrz.
A że i tu nie brakowało polotu dekoracyjnego pokazuje posadzka pochodząca z okresu budowy kościoła, czyli tez z XII wieku.
Na koniec zwiedzania Palermo: kościół Teatynów. Ciężki, bogaty w zdobienia barok. Taki też mi się podoba, oczywiście o ile w mistrzowskim wykonaniu. Po widoku ogólnym na nawę główną, zbliżenie sklepienie i na kropielnicę przynoszoną przez zlatującego anioła. Piękne.
Monreale
Najważniejszym zabytkiem Królewskiej Góry jest katedra, Duomo, wybudowana w ekspresowym tempie w 1174 roku na zlecenie Wilhelma II (wnuka wspomnianego Rogera II, pierwszego normańskiego króla Sycylii i Neapolu), który chciał wygrać rywalizację z arcybiskupem Palermo. Podobnie jak w Capella Palatina wystrój wnętrza według estetyki arabskiej i bizantyjskiej.
W tej same katedrze w transepcie północnym barokowy ołtarz.
Klasą samą dla siebie są krużganki obok katedry. To jedyny raz, kiedy na zdobieniach kolumienek krużganków wykorzystano tylko motywy arabsko-bizantyjskie, a kolumienki zwieńczono romańskimi kapitelami.
Cefalú
W Cefalú także katedra normańska, zbudowana w 1140. Tym razem bardziej surowa. Tylko mozaiki absydy bardzo podobne do Monreale i Capelli Palatiny.
Obok katedry zachował się wirydarz. Kolumny zniszczone lub wymienione na nowe. Natomiast zaskakują fenomenalne romańskie kapitele, wybrałem te z arką Noego i gryfami.
Nad miastem góruje Rocca, czyli skała, a na niej ruiny zamku z czasów normańskich, widoczne również z plaży, czyli z najniższej części Cefalú.
Enna
Z północnej Sycylii nasyconej zabytkami z czasów normańskich, przenieśliśmy się do centrum Sycylii, czyli do Enny, uroczego miasteczka położonego na wysokości 1000 m npm.
W nim zaś najbardziej spodobała się nam katedra i ruiny zamku Castello di Lombardia z XIII w.
Taormina
W Taorminie zaczęła się nasza przygoda teatrem greckim i rzymskim. Zachował się tutaj Teatro Greco, który w istocie swojej jest Teatro Romano, bo Rzymianie go kompletnie przebudowali w I w. n.e. i po greckim pierwowzorze pozostały tylko nikłe ślady. I zamiast greckich tragedii publiczność ekscytowała się walkami gladiatorów i dzikich zwierząt.
Oprócz głównego teatru, zachowały się też w Taorminie, pomiędzy kościołem a budynkami mieszkalnymi, pozostałości po odeonie (III w. p.n.e.), czyli małym teatrze, gdzie recytowano poezje.
Katania i Noto
Katania została kompletnie zniszczona przez trzęsienie ziemi i wybuch Etny w końcu XVII w., po czym została odbudowana w pięknym stylu barokowym. Na szczęście przed zniszczeniami ochronił się teatr rzymski, którego dobrze zachowane pozostałości możemy oglądać.
Z zabudowy barokowej najbardziej zafascynowały nas kościoły z finezyjnymi falującymi fasadami. Wnętrza nie były już tak oryginalne, zatem poprzestaję na dwóch fasadach: Sant’Agata i San Placido.
Warto dodać, że taka sama historia przytrafiła się miasteczku Noto. Też zostało kompletnie zniszczone przez Etnę i zbudowano całkowicie od nowa. Powstało w ten sposób coś uroczego.
Żeby nie była za sielankowo, dopada nas w Noto historia najnowsza, którą uosabia przejmujący pomnik ofiar pierwszej wojny światowej.
Etna
Skoro wspomnieliśmy o zniszczeniach sianych przez wybuchy Etny, to może warto pokazać, jak ów wulkan wygląda. Poniżej zdjęcie krajobrazu z odległości kilkuset metrów od krateru. Taki krajobraz jednak ciągnie się kilometrami. Skoro lawa dotarła w 1693 roku aż do Katanii, łatwo wyobrazić sobie skalę zniszczeń.
Syrakuzy
W Syrakuzach najciekawsze były dwa obiekty. Pierwszy to katedra na wyspie Ortygia. Powstała ona w VII w. poprzez zabudowanie kolumn starożytnej świątyni Ateny. Szczęśliwie mury zachowały stan oryginalny z VII w. i możemy zobaczyć owe oryginalne kolumny z V wieku pne, kiedy to świątynia Ateny powstała.
Drugi ciekawy obiekt to Teatro Greco, tym razem to bodaj jedyny na Sycylii w całości oryginalny teatr grecki (po 270 r. p.n.e.) Na zdjęciach widać właśnie stawiane zabudowania, które są przygotowaniem do festiwalu greckich tragedii odgrywanych w tym miejscu. Oj, chętnie by się coś takiego zobaczyło, ale niestety trzeba było wracać.
Grecy na sztuki teatralne wybierali się całymi rodzinami, jak na całodniową wycieczkę lub imprezę integracyjną, zatem potrzebne były im bary, sklepiki itd. Te właśnie znajdowały sobie miejsce w wykutych w skale niszach.
Piazza Armerina
Na koniec przeglądu sycylijskich rarytasów willa rzymska ze wspaniałymi (najlepszymi na świecie, naprawdę) mozaikami z IV w n.e. Istnieje uzasadnione domniemanie, że willa przynależała do cesarza Maximianusa, tetrarchy z czasów Dioklecjana. Wskazuje na to jej wielkość, bogactwo i niektóre sceny uwiecznione na wspomnianych mozaikach, np. sceny polowań na dzikie zwierzęta, które cesarz, jako namiestnik Afryki dostarczał do rzymskich teatrów. Poza tym jednym z pomieszczeń w całym kompleksie była bazylika (ozdobiona przy użyciu 16 gatunków marmuru!), a taka potrzebna była tylko panującemu.
Zdjęcia są nie najlepszej jakości, proporcjonalnie do warunków oświetleniowych. Najpierw najbardziej znane lekkoatletki w bikini, później dwie sceny z polowań, na koniec zabawy dzieci (mozaika z komnaty, gdzie one spały).
Na koniec powinno być zdjęcie samolotu startującego z Palermo. To nie było możliwe. Pozostaje zatem tylko wyrazić żal, że wypad był tak krótki i nie wszystko dało się zobaczyć – ze stratą nie tylko dla uczestników, ale i dla czytelników tego bloga.
Przewodniki i inne pomoce
Podróżując po Półwyspie Iberyjskim naczytaliśmy się różnych przewodników i naoglądaliśmy wiele albumów, stąd na blogu kulturalnym powinno się chyba znaleźć jakieś podsumowanie tych czytelniczych peregrynacji.
Palma pierwszeństwa wśród przewodników należy się serii Podróże z pasję firmowanej przez Global PWN i Rough Guides. Jest to klasyczny przewodnik tekstowy, z małą liczba ilustracji kolorowych, a w zamian za to z planami miast i szczegółowymi planami ważniejszych obiektów. Idealna pomoc dla tych wszystkich, którzy cenią przede wszystkim informacje, dane historyczne, z dziedziny historii sztuki, ale także kultury współczesnej. Blisko tysiąc stron poświeconych Hiszpanii daje w efekcie wyczerpujące kompendium wiedzy o tym kraju. Poza tym przewodnik Global PWN jest przejrzyście skonstruowany, a zatem łatwy w użytkowaniu, poręczny i wygodny. Przy moich potrzebach jest to propozycja bliska ideału, 10/10.
A tak na marginesie, to marzy się przewodnik artystyczno-architektoniczno-historyczny, w którym nie będę zanudzany zestawieniami hoteli i dróg dojazdowych do dworca kolejowego. W czasach Internetu i Googlemaps to kompletnie zbędny przeżytek. Za to wnosiłbym o rozbudowanie kontekstu tłumaczącego powstanie konkretnego zabytku, a z zakresu informacji współczesnych – o omówienie teatrów w danych mieście (zamiast bazarów). Może kiedyś się doczekam.
Zdecydowanie słabsza jest seria srebrnych przewodników Pascala. Tom poświęcony Portugalii napisali Polacy. Za podjęcie trudu stworzenia polskiej serii przewodników należy się niewątpliwie uznanie, które będzie miarkowało moją krytykę. W ogóle nie lubię przewodników albumowo-fotograficznych (w odróżnieniu od tekstowo-treściowych), gdzie treść pisana stanowi ledwie 20-30% objętości. Przewodnika używam nie do pooglądania obiektów, kiedy siedzę w fotelu przy kominku, ale przede wszystkim do pobrania z niego kompetentnej i w miarę wyczerpującej informacji o zabytku, przed którym stoję lub stanąć planuję. Ale sądząc z tego, co widuję na półkach Empiku, to razem z moimi potrzebami jestem w mniejszości ledwie tolerowanej. Przy takiej typologii pascalowski przewodnik lokuje się w mainstreamie. Pozostaje tylko zadumać się nad potrzebami moich bliźnich. Nie odmówię sobie jednak przyjemności do wyrażenia opinii o treści tego przewodnika.
Autorzy mieli ambicję, aby od czasu do czasu umaić informacje jakimś celnym komentarzem. Czasem było to trafne, jak w przypadku Alcobaçy, gdzie w XVIII wieku zakonnicy tak byli rozpasani w nieróbstwie, obżarstwie i uciechach seksualnych, że nie pozostawało nic innego, jak zakon rozwiązać. Niekiedy były to jednak żenujące wynurzenia. Na przykład, skąd autorzy wzięli pomysł, że ogromna skala obiektów była charakterystyczna dla kościołów jezuickich (Coimbra)? Poza tym, nawet w ramach skromnych, ledwie kilkuzdaniowych informacji, zostały kompletnie zaburzone proporcje ważności. Zabytkom, które stanowią najbardziej rozpoznawalny symbol Portugalii (jak Batalha) nie można poświęcać tyle samo miejsca, co drugorzędnym obiektom. Dla mnie tylko 5/10.
W zakresie malarstwa postanowiłem przyjrzeć się Velazquezowi, jako symbolowi sztuki hiszpańskiej (Goyę, jeszcze bardziej „symbolicznego” dość dobrze poznałem na ogromnej wystawie w Berlinie lat temu kilka). Przeczytałem zatem tomik o Velazquezie, który można było niedawno nabyć z Rzeczpospolitą. Daje on pojęcie jedynie ogólne o mistrzostwie don Diega, co stawia pod znakiem zapytania sam pomysł serii Klasycy sztuki. Pod reprodukcjami obrazów umieszcza się jednozdaniowe podpisy, które laikowi nie bardzo pomogą, a czytelnika bardziej zorientowanego – rozczarują.
Z innych pomocy naukowo-turystycznych warto wspomnieć tom serii Wielkie muzea poświęcony Muzeum Prado w Madrycie. Chodząc po nim miałem w ręku te książkę i spisała się znakomicie. Notki o poszczególnych obrazach dawały wystarczającą orientację, aby łatwiej zrozumieć na co patrzę, a jednocześnie były na tyle krótkie, aby bez kłopotu czytać je w muzeum. Velazquez był jednym z wielu omawianych malarzy, ale to tu autorka słusznie spostrzegła, że był on odległym prekursorem impresjonizmu, co można wnosić z tendencji do malowania niekiedy jednym tyko pociągnięciem pędzla, czy pozostawiania detali jakby w szkicu tylko. W tej klasie książek 9/10, polecam.
Hiszpania. Seria Podróże z pasję firmowana przez Global PWN i Rough Guides.
Sławomir Adamczak, Katarzyna Firlej, Portugalia, Pascal Polska (seria srebrna)
Lucia Mannini, Muzeum Prado, Wielkie muzea, seria sygnowana przez Rzeczpospolitą.
Rosa Giorgi, Velazquez. Klasycy sztuki, seria sygnowana przez Rzeczpospolitą.Gaudi
Gaudi zawsze kojarzył mi się z kimś super oryginalnym i dlatego moja wyobraźnia umieszczała go wśród artystycznej bohemy. Okazało się, że nic bardziej błędnego. Był spokojnym, skromnym człowiekiem, a najlepiej świadczą o tym okoliczności jego śmierci.
Tego dnia, jak zwykle, Gaudi późnym popołudniem udał się na przechadzkę do kościoła św. Filipa Nereusza, aby się tam, też zgodnie ze swym zwyczajem, pomodlić. W drodze potrącił go tramwaj. Stracił przytomność i upadł zalany krwią. Nikt nie rozpoznał w skromnie odzianej postaci sławnego architekta, którego nazwisko było ówcześnie już bardzo dobrze znane i szanowane, ale tylko bardzo nieliczni znali go osobiście. Taksówkarze odmówili odwiezienia do szpitala biednie odzianej osoby upatrując w nim niewypłacalnego nędzarza, zostali za to później surowo ukarani, ale to zupełnie inna historia. W końcu zdjęci litością przechodnie zajęli się ciężko rannym. Osobliwy to koniec życia, jak na jednego z najsławniejszych, o ile nie najsławniejszego, hiszpańskiego architekta. Na pogrzebie towarzyszył mu już tłumy mieszkańców Barcelony.
Gaudi zaprojektował sporo budynków mieszkalnych i to jest mniej znana dziedzina jego twórczości, a równie interesująca, jak Sagrada Familia. W pewnym sensie nawet ciekawsza, bo są to dzieła skończone, a Gaudi tworzył projekty integralne, gdzie kluczową wagę miała nie tylko fasada, ale również wnętrza, stolarka, detale. Wszystko to było to było przemyślane i podporządkowane wyraźnej myśli przewodniej. Nie sposób w jednej notce przedstawić całego dorobku Gaudiego, któremu poświęcony jest solidnej wielkości album. Proponuję zobaczyć – w moim mniemaniu najciekawszą – realizację Gaudiego, czyli Casa Batló, a po polsku dom państwa Batló.
Fenomenalna fasada (powyżej) pokazuje całe bogactwo wyobraźni Gaudiego. Fasadzie towarzyszą równie oryginalne wnętrza, nie wiem czy w sumie nie ciekawsze niż sama architektura widoczna na zewnątrz. Mnie nieustannie zdumiewa kompleksowość zamysłów Gaudiego. Nie poprzestał na bardzo oryginalnej fasadzie, dołożył do tego (dodajmy niemałym kosztem) bardzo ciekawe sterczyny na dachu i jeszcze uzupełnił o bardzo konsekwentnie, ale też i pięknie zaprojektowaną całą(!) przestrzeń wewnątrz budynku, tak jakby był projektantem wnętrz czy twórcą mebli. Zadbał o wszystkie szczegóły, a przecież nie pracowała dla niego cała pracownia projektowa. Wybitna realizacji pod względem koncepcji i tytaniczna, gdy chodzi o nakład pracy.
Najbardziej rozpoznawalnym dziełem Gaudiego pozostaje kościół Sagrada Familia. Nie jest to katedra, jak często się nim pisze, katedra w Barcelonie to urokliwy stary gotyk. Podobnie nie wszyscy wiedzą, że Sagrada Familia jest ciągle w budowie i do niedawna była to tylko fasada wschodnia i dolny kościół. Zdjęcia wschodniej fasady znają ludzie na całym świecie i to ona zapewne jest odpowiedzialna za wszechświatowe zainteresowanie Gaudim. Długo trwała (i trwa nadal) dyskusja, czy jest sens kontynuować budowę bez mistrza, który nadał jej dotychczasowy styl, czy będzie możliwe udźwignięcie odpowiedzialności za kontynuację tego stylu. Fasada zachodnia miała być bardziej surowa, bo przedstawia tajemnice bolesne (wschodnia prezentowała radosne, stąd ciepła tonacja). Najdelikatniej mówiąc, obejrzenie fasady zachodniej wskazuje, że pytania były zasadne. Moim zdaniem odchodzi ona od dekoracyjnego, finezyjnego stylu Gaudiego. To, że miała być w wyrazie chłodna, a nawet surowa, nie oznacza, że może być brzydka. Bieg wydarzeń wydaje się potwierdzać, że spuścizna Gaudiego jest niemożliwa do uniesienia i kontynuacja zamienia się w wysilone koncepcyjnie, ale w istocie zaprzeczenie istoty jego twórczości. Zamiast finezji – ubóstwo, zamiast wyobraźni – naśladownictwo, zamiast dekoracyjności – surowość. Wydaje mi się, że lepiej było pozostawić niedokończone dzieło Mistrza, niż kontynuować je bez polotu.
Książka Zerbsta jest doskonała, merytorycznie wyczerpująca, dobrze skonstruowana, bo autorowi udało połączyć się ciągłość narracji dotyczącej biografii i rozwoju twórczość z monograficznym ujęciem poszczególnych realizacji. Dużym plusem są doskonałe fotografie. Jedynym minusem jest brak zdjęć zachodniej fasady, która powstała już po wydaniu książki (powyżej umieściłem własne foto powstałe podczas wizyty w Barcelonie). Z czystym sercem ocena ogólna 9/10.
Rainer Zerbst, Antoni Gaudi 1852-1926, Taschen 2004.
Hiszpania i Portugalia, relacja z wyprawy
Wędrówka po Hiszpanii i Portugalii udała się doskonale. Odwiedziliśmy San Sebastian, Burgos, Madryt, Toledo, Segowię, Avillę, Eskorial, Salamankę, Porto, Coimbrę, Fatimę, Bathalhę, Alcobaçę, Cabo da Roca, Lizbonę, Sewillę, Cordobę, Grenadę, Walencję i Barcelonę. Całość kultury iberyjskiej w kilkunastodniowej pigułce. Mimo iż było to super interesujące, to nie sposób opisać całości wyprawy. Warto natomiast podzielić się tym, co najciekawsze.
Salamanka powala na kolana zdobieniami w stylu plateresco polegającym na misternie wykonanych płaskorzeźbach w piaskowcu. Uniwersytet w Salamance pochodzi z 1218 i jest drugim na świecie według starszeństwa uniwersytetem po Bolonii, ewentualnie trzecim, jeżeli uznać pretensje Oxfordu. Aktualny budynek pochodzi z końca XV wieku i został ufundowany przez królów katolickich Izabelę Kastylijską i Ferdynanda Aragońskiego.
Sala uniwersytecka w oryginalnym wystroju z XV wieku. Fatalne oświetlenie utrudnia zorientowanie się, że sala jest wypełniona ławkami z surowego, ledwie obrobionego drzewa.
Fasada Cathedral Nueva w Salamance, plateresco w całej krasie.
A to sklepienie transeptu tej samej katedry. Dopiero duże zbliżenie pokazuje finezje zdobniczą. Zwykle to cudeńko widzimy na wysokości ok. 30 metrów stosownie pomniejszone przez efekt perspektywy.
W sztuce gotyckiej palmę pierwszeństwa przyznaję katedrze w Burgos. Ogromna, łącząca różne style w dość spójną całość. Zwieńczenie hiszpańskiego gotyku
Wnętrze katedry w Burgos, na najdalszym planie, rozświetlona, trójpiętrowa kopuła. Wybrałem takie dziwne ujęcie, aby pokazać wielkość katedry i zróżnicowanie podziałów wewnętrznych.
To ta sama kopuła, ale widziana z zewnątrz. Mimo iż wiele detali jest trudno dostrzegalnych przez normalnych ludzi nie wyposażonych w aparat fotograficzny z powiększeniem, to XV-wieczni rzemieślnicy nie zaniedbali precyzji wykonania detali.
Wnętrze Kaplicy Constabla. Jest tu wszystko: gotyk, plateresco, styl mudejar.
Sklepienie w Kaplicy Constabla. Ono naprawdę jest w zwieńczeniu ażurowe.
Sztuka arabska – i tu będzie oryginalnie – to nie Alhambra w Grenadzie, ale Alkazar w Sewilli, budowany na jej wzór, ale przez władców chrześcijańskich. Bardziej spójny stylistycznie, ale też wysmakowany i co najmniej tak samo dekoracyjnie oryginalny. Podstawowa jego część została zbudowana w XIV wieku przez Piotra I zwanego „Okrutnym” lub „Sprawiedliwym” (w zależności od losu podsądnego) i stanowi niedościgły wzór architektury w stylu mudejar, czyli sztuki uprawianej przez artystów i rzemieślników arabskich pod panowaniem władców chrześcijańskich. Do prac w sewilskim Alkazarze zaangażowano również rzemieślników poddanych muzułmańskich. Oznacza to, że ci sami rzemieślnicy mogli pracować nad Alkazarem w Sewilli i Alhambrą w Kordobie. Tłumaczyłoby to wiele podobieństw architektonicznych i dekoracyjnych, wychodzących spod tej samej ręki.
Ozdobna ściana Salonu Ambasadorów, najbardziej reprezentacyjnego pomieszczenia Akazaru, z ażurowymi prześwitami i kolorowymi ornamentami. Poraża ilością zdobień, jak zresztą cały Alkazar.
Motyw podkowiastych łuków jest charakterystyczny dla sztuki arabskiej.
Rzecz nie do pomyślenia w sztuce zachodniej, czyli filar wsparty na kolumnie. Jak dokładnie się przyjrzeć można zobaczyć zdobienia wersetami z Koranu. Władcom chrześcijańskim to nie przeszkadzało, bo niemożliwe żeby nie wiedzieli, co mają na ścianach własnego pałacu.
Wewnetrzne Patio de las Doncellas (Patio Dziewic), jego nazwy odnosi się do daniny 100 dziewic, którą chrześcijańscy wasale musieli raz do roku składać mauretańskim królom. Swoją drogą to ciekawy obyczaj.
Mezquita w Kordobie to klasa sama dla siebie. Wielki Meczet został wybudowany przez Abd ar-Rahamana I w VIII wieku, a później był kilkakrotnie rozbudowywany, ale z zachowaniem pierwotnych zasad architektonicznych. O jego wielkości niech świadczy liczba kolumn, które ostatecznie podtrzymywały sklepienia – 1293. W XVI wieku na terenie meczetu wybudowano katedrę, ale nawet pomimo jej słusznych rozmiarów, stanowi ona jedynie mniejszościowy element w całości meczetu i stoi w jego środku. Król Hiszpanii Karol V, który wydał zgodę na tę przebudowę, ostatecznie skomentował ją tak: „stworzyliście coś, co mógł wznieść ktokolwiek w dowolnym miejscu na świecie, a zniszczyliście coś całkowicie wyjątkowego”. Nie można odmówić racji temu stwierdzeniu, ale z drugiej strony, wbrew zamierzeniu budowniczych katedry, jest ona elementem, który przez kontrast podkreśla tylko wielkość i niepowtarzalność meczetu.
Takich kolumn było w meczecie 1293, „przypominający wnętrze namiotu las podpór, przywodzi na myśl pustynię” (Jan Morris). A wszystkie one w pełnej regularności i powtarzalności.
To jedyna nieregularność w meczecie, występująca przy Mirhabie, miejscu z którego immam prowadził modły.
Gaudi jest klasą samą dla siebie i zostanie mu poświecona osobna notka. Tutaj tylko pragnę zasygnalizować, że nie ma Hiszpanii bez Gaudiego. Wybrałem zdjęcie Casa de Batlló, przeuroczego domu zaprojektowanego przez Gaudiego, a mniej znanego niż kościół Sagrada Familia.
W Lizbonie klasztor Hieronimitów w Behlem to szczytowe osiągnięcie stylu manuelińskiego, charakteryzującego się bogatymi zdobienia (z wpływami arabskimi), a którego nazwa pochodzi od Manuela I Szczęśliwego (przełom XV i XVI wieku). Sam klasztor zbudowano w pierwszej połowie XVI wieku. Tak na marginesie – dla tego samego zakonu Hieronimitów, Filip II zbudował Eskorial, jako klasztor. Sam zadawalał się tylko częścią pomieszczeń.
Główne wejście w południowej fasadzie przyklasztornego kościoła.
Wnętrze kościoła – warto zwrócić uwagę na kolumny, a zwłaszcza ich ornamentykę.
Wirydarz klasztoru Hieronimitów. Cudowny przepych. Jak przyjemnie było być mnichem w takim miejscu.
Bathalha to wielka bazylika w małym kraju, może za wielka skoro nie udało się w niej dokończyć Kaplicy Fundatora. Kosciól i przylegający doń klasztor wzniesiono jako dziękczynne votum za zwycięstwo w 1385 pod Aljubarrotą (czyt. Alżubarottą), które przypieczętowało niepodległość Portugalii. W owej bitwie Jan I pokonał nieoczekiwanie znacznie większe siły kastylijczyków. Mosteiro de Batalha czyli Klasztor Zwycięstwa jest bardzo udanym połączeniem sztuki gotyckiej z wybujałymi zdobieniami zapowiadającymi styl manueliński.
Widok na kościół Batalha.
Klasztorne krużganki, równie piękne, jak te u Hieronimitów w Lizbonie.
Nagrobek Jana I, zwycięzcy spod Aljubarotty i jego żony Filipy Lancaster w niedokończonej Kaplicy Fundatora. Koniecznie proszę zwrócić uwagę na gest trzymania się za ręce, nawet po śmierci.
A to sklepienie nad nagrobkiem króla Jana i Filipy.
I na tym kończymy prezentację.