Militaria

Zacharski o przedwojennym wywiadzie

Historia Do rzeczy nr 2/2014Z przyczyn trudnych do wyjaśnienia niniejszy tekst pokazuje się na blogu ze sporym opóźnieniem. Myślę jednak, że warto go zaprezentować.

Dzisiaj będzie nietypowo, bo notatka nie będzie dotyczyła książki, a artykułu prasowego. Chodzi o wywiad z Marianem Zacharskim w „Historia. Do rzeczy”.  Ów komunistyczny szpieg, osiadł w Szwajcarii i zajął się historia polskiego wywiadu z okresu II Rzeczypospolitej. Swoje powołanie odnalazł w „odbrązawianiu” historii polskiego wywiadu. Delektuje się tropieniem wpadek, szuka zdrajców, a przy okazji pozwala sobie na uogólnienia w rodzaju, że w „II Oddziale szerzyła się zdrada”.

Wydarzenia wątpliwe, oparte o plotki, przedstawia jako prawdę potwierdzoną faktograficznie (jak w przypadku kpt. Niezbrzyckiego). Kwestie, które z natury swojej są dyskusyjne, jak jakość werbowanych agentów, komentuje jednoznacznie negatywnie, w tonie udawanej sensacji.

Generalnie Marian Zacharski odnosi się do rzeczy mnie więcej znanych w środowisku naukowym. Nic nowego nie odkrywa. W atmosferze demaskowania ukrywanych faktów, buduje jednak jednolicie czarny obraz polskiego wywiadu przedwojennego. Przy tym oczywiście udaje badacza, specjalistę. Mam nieodparte wrażenie, że tworzy aurę sensacyjności, aby podnieść sprzedawalność swoich książek, dość słabo ocenianych przez rynek i przez recenzentów. To wcale nierzadki rodzaj medialnej prostytucji, kiedy ludzie są gotowi opowiadać dowolne rzeczy, aby coś zyskać na publicity. Nie byłoby w tym nic oryginalnego, gdyby w sprawę nie wdała się redakcja „Do rzeczy”. Ta mianowicie zaproponowała Zacharskiemu stałą współpracę ze swoim dodatkiem „Historia”. A wywiad z Zacharskim inaugurujący tę współpracę stał się przyczyną napisania poniższego tekstu. Co bardzo irytujące, Piotr Zychowicz niemal na kolanach ten wywiad przeprowadził. Zdumiewające. Zawsze mi się wydawało, że redakcja „Do rzeczy” jest, mówiąc w skrócie, przeciwnikiem budowania wizerunku „świniopolaków”. Mam nadzieję, że to pojedyncza wpadka młodego redaktora „Historii” i do współpracy jednak nie dojdzie. Mam w ręku czwarty tegoroczny numer „Historii” i Zacharskiego nie ma. To dobrze. W piątym niestety jest.

Zacharski pouczający po czasie oficerów przedwojennej dwójki, sam pochodził ze służby, która zajmowała się wprost działalnością kryminalno-bandycką w postaci operacji „Żelazo”, a poza tym realizowała wiele działań skierowanych przeciwko własnym obywatelom. W tym kontekście mądrzący się Zacharski wygląda wyjątkowo niewiarygodnie i po prostu niesmacznie.

Na koniec refleksja ogólna: zawsze staję po stronie prawdy, nawet tej gorzkiej. Bardzo szanuję ludzi, którzy mają odwagę mówić prawdę, nawet wbrew presjom środowiskowym. Nie mam nic przeciwko rzetelnej analizie sukcesów i porażek polskiej dwójki, a kilka ciężkich wpadek ona zaliczyła. Mam tylko oczekiwania, aby to była analiza rzetelna i uwzględniająca wszystkie aspekty sprawy, w tym także oczywiste sukcesy. Budowanie pozycji na rzekomo podszytym sensacją oczernianiu kogokolwiek uważam jednak za niegodziwe. Mam także nadzieję, że redakcja „Do rzeczy” nie pójdzie tą drogą.

Mimo pewnego obrzydzenia którąś z książek Zacharskiego przeczytam i podzielę się opinią.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

7 − trzy =